Mieliśmy się bawić w olbrzymów, czarowników i krasnoludki. Pewnego dnia, kiedy pod opieka miałem około osiemdziesięciu dzieci w wieku od siedmiu do dziesięciu lat (ich rodzice zajęci byli rodzicielskimi sprawami), ustawiłem całą czeredę w sali spotkań naszego kościoła i wytłumaczyłem im zasady wspólnej zabawy. Była to zabawa na wielką skalę, do której był potrzebny karton i nożyczki, wymagała też podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Ale prawdziwym jej celem było robienie wiele hałasu, wzajemne gonitwy, aż wreszcie nikt nie wiedział, po której jest stronie ani kto wygrał. Podzielenie rozbawionych dzieci w wielkiej sali na dwa zespoły, wytłumaczenie im zasad gry i podziału na grupy było doprawdy niemałym osiągnięciem, ale zrobiliśmy to w znakomitej atmosferze i mogliśmy zaczynać. Podniecenie gonitwami osiągnęło punkt kulminacyjny. Wrzasnąłem więc "Teraz każdy musi zdecydować, kim jest! OLBRZYMEM, CZAROWNIKIEM czy KRASNOLUDKIEM!" Kiedy zbite w gromadki dzieci zawzięcie szepcząc naradzały się, ktoś szarpnął mnie za nogawkę spodni. Spojrzałem w dół, jakaś mała dziewczynka patrzyła na mnie i spytała cienkim, przejętym głosikiem: - A gdzie stoją syreny? Gdzie stoją syreny? Długa chwila milczenia. Bardzo długa chwila. - Gdzie stoją syreny? - powtórzyłem pytanie. - Bo widzi pan, ja jestem syreną. - Ale przecież tu nie ma syren. - Owszem, są, ja jestem syreną! Ona nie zamierzała być ani olbrzymem, ani czarodziejem, ani krasnoludkiem. Wiedziała, kim jest. Syreną. I nie zamierzała się wycofać z gry, odejść i stanąć pod ścianą, gdzie było miejsce tych niepotrzebnych. Zamierzała brać udział w zabawie, tam gdzie było miejsce syren. Nie chciała zrezygnować ani ze swojej godności, ani tożsamości. Uważała za pewnik, że jest w tej zabawie miejsce dla syren i że ja będę wiedział, gdzie ono jest. No tak, gdzie mają stać syreny? Wszystkie syreny, wszyscy ci, którzy są odmienni, którzy nie odpowiadają normie i którzy nie godzą się na ustalone podziały. Wystarczy, żebyś odpowiedział na to pytanie, a możesz stworzyć szkołę, naród, cały świat. Jaka była wtedy moja odpowiedź? Czasem udaje mi się powiedzieć to co trzeba. - Syreny staną tutaj, przy królu morza - odparłem. (Raczej koło błazna królewskiego - pomyślałem sobie). I tak staliśmy sobie oboje, trzymając się za ręce i przeglądając oddziały czarodziejów, olbrzymów i krasnoludków, kiedy przebiegały koło nas w szalonym pędzie. A tak przy okazji, to nie prawda, że syreny nie istnieją. Osobiście znam jedną. Trzymałem ją za rękę.
autor: Robert Folghum
|