Calineczka - 2008-02-10 14:53:59


Kochani, może ktoś z Was chciałby sie podzielić Swoim Wielkopostnym zamyśleniem, może jakąś myślą, jakimś  cytatem... cokolwiek... serdecznie Was zachęcam do dzielenia się Swoimi przemyśleniami, bo jak mówi Ojciec św. Benedykt XVI w swoim Wielkopostnym Orędziu ...  " Drodzy Bracia i Siostry Wielki Post zachęca nas, abyśmy ćwiczyli ducha" 

Do mnie  osobiscie  dzisiaj najbardziej przemówiły słowa z Ewangelii  „Nie samym chlebem żyje człowiek”-  tak Pan Jezus odpowiedział kusicielowi na pustyni na jego podstępną propozycję "Jeśli jesteś Synem Bożym,powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem"  Zły duch odstąpił od Syna Bożego, ale nie odstąpił od człowieka! I chyba nieustannie  nam wszystkim wmawia, że najkorzystniej dla nas będzie, jeśli całą swoją uwagę, całą swoją energię zwrócimy ku temu, by zaspokajać nasze potrzeby materialne i nasze pragnienia ... A co dla nas jest chlebem, niech każdy sobie odpowie sam… Rozważajac te slowa, tak sobie pomyślałam, że  szatan chce, byśmy się skupili na „przetwarzaniu” kamieni w chleb... A kiedy będziemy tym pasjonującym działaniem zajęci, wtedy on już sobie doskonale z nami poradzi. Czy jednak chleb jest, czy nie jest uniwersalnym lekarstwem leczącym wszelakie zranienia i uszczęśliwia każdego człowieka?   Czy za wszelką cenę warto ciągle dopominać sie o swoje prawa, czy warto szukać zemsty, udowadniać, że sie ma rację? Nie tylko ze względu na drugiego czlowieka ale i ze względu na samego siebie... Szkoda czasu, szkoda zdrowia, szkoda energii, szkoda siebie samego... "Kto chce zachować życie, straci je... " (Łk) A przecież ja sama  tak często skupiam uwagę na tym,  co nieistotne. Mysle, że czas Wielkiego Postu jest dobrym czasem aby starac sie to wyprostować i popracować nad tym.  Chyba  warto  przypomnieć sobie , że obok chleba TAKŻE UCZCIWOŚĆ, WOLNOSĆ, DOBROĆ, BRATERSTWO, DEKALOG, MIłOSIERDZIE… wprowadzają miłość, pokój i ugruntowują moralność. Co prwada bez chleba nie możemy żyć, tak  zostaliśmy stworzenie ale bez Boga umieramy … „Człowiek człowiekowi wilkiem” .... dziwny jest teś świat.... jak śpiewał Czesław Niemen ...oj dziwny .... ale żeby świat sie zmienił, najpierw musze zmienić sie ja... a będzie to mozliwe wtedy, gdy na początek zrozumię, ze „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”.


"Nie wódź nas na pokuszenie"

I jest z nami Twoja samotność, Chrystusie,
Jak pełnia księżyca nad martwymi kraterami -
Czterdzieści dni w pragnieniu i pokusie,
Póki ramiona Twe do Krzyża nie dojrzały...

Gdy nam wargi zapłoną pragnieniem,
Gdy pokusa tryśnie nam kryształem -
Wtedy, Panie, nie wódź nas na pokuszenie,
Ale zbaw nas ode złego. Amen

M.J. Kononowicz


Bunia - 2008-02-11 22:39:18

Obejrzałam dziś (można chyba powiedzieć) pantomimę do piosenki zespołu Lifehouse pod tytułem "Everything" o Jezusie - Ratowniku, o Jego wielkiej miłości do nas, o jego pomocnych dłoniach i zawsze otwartych ramionach - niezależnie od przeszłości...

Chciałabym się z Wami tym podzielić, bo jestem pod wrażeniem tego, co zobaczyłam.

http://www.godtube.com/view_video.php?v … 003b47d7d5

Słowa tej piosenki brzmią:


Find me here                                         Znajdź mnie tu                           
Speak to me                                          Mów do mnie
I want to feel you                                   Chcę Cię czuć
I need to hear you                                  Potrzebuję Ciebie słyszeć

You are the light                                     Jesteś światłem
That's leading me                                   Które prowadzi mnie
To the place                                           Do miejsca
Where I find peace again                        Gdzie znajduję ponownie pokój

You are the strength                               Jesteś siłą
That keeps me walking                            Która pomaga kroczyć
You are the hope                                    Jesteś nadzieją
That keeps me trusting                           Która pozwala ufać.

You are the life                                       Jesteś życiem
To my soul                                             Dla mojej duszy
You are my purpose                                Jestes moim celem
You are everything                                 Jesteś wszystkim

And how can I                                        I jak ja mogę
Stand here with you                                Pozostać tutaj przy Tobie
And not be moved by you                        I nie być przez Ciebie odtrącony
Would you tell me                                   Mógłbyś mi powiedzieć
How could it be                                       Jak mogłoby być
Any better than this                                 Jakoś lepiej

You calm the storms                                Uspokajasz burze
You give me rest                                     Dajesz mi oparcie
You hold me in your hands                       Trzymasz nie w Twoich rękach
You won't let me fall                                 Nie pozwalasz mi upaść

You still my heart                                    Ty koisz moje serce
And you take my breath away                  Ty zapierasz dech w piersiach
Would you take me i                                Mógłbyś mnie objąć

Ps. Jeśli pomyliłam się, gdzieś w tłumaczeniu proszę dajcie znać to poprawię

paputki :)

Calineczka - 2008-02-12 07:19:28



... coż dodać... cała prawda o Jezusie :heart: ... i cała prawda o nas...

dziekuję Justyś :*

xpacifer - 2008-02-12 08:45:46

We wczorajszej Ewangelii mogliśmy usłyszeć słowa o Sądzie Ostatecznym.
Sąd Ostateczny


Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie".
Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" A Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".
Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!
Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie."
Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego».



Kiedy ich słucham to nieustannie przypominam sobie słowa Biskupa Kiernikowskiego,
z którym miąłem szczęście mieć wykłady na studiach :D
Zadał nam kiedyś pytanie odnośnie tej Ewangelii:
"Gdzie chciałbyś się znaleźć, które miejsce wybierasz?"


Dziś to pytanie zadaję Tobie....

"Gdzie chciałbyś się znaleźć jako bohater tej Ewangelii? Które miejsce wybierasz?"


Ps. Czekam na Twoją odpowiedź, aby potem wskazać Ci miejsce właściwe :D

Calineczka - 2008-02-12 16:38:24

no dobrze, idę na oddstrzał pierwsza ... a powiedziane jest że "piewsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi" czyż nie? Właściwie o to mi teraz chodzi.... ;)

xpacifer napisał:
"Gdzie chciałbyś się znaleźć jako bohater tej Ewangelii? Które miejsce wybierasz?"

a wiec zacznę od początku... mojego początku.

Jan Twardowski napisał : „Po tamtej stronie śmierci słowa już nic nie znaczą, nie zawracają ludziom głowy; nie otrzymuje się za nie honorarium..." Tak. Po tamtej stronie śmierci znaczą czyny, a nie słowa…. Poznacie ich po ich owocach…. - tak z kolei mówi Pismo Święte.

Brrrr. Jak pomyśle o tym, to aż ciarki mi przechodzą przez plecy…. wiem,ze zawsze -cokolwiek bym uczyniła w moim życiu, będzie mi się wydawało, ze mogłam uczynić więcej… I na pewno tak jest!!! Wiem, że tak jest. Niestety :( Zdecydowanie, nie chciałabym oczekiwać na Sąd Ostateczny w kolejce np. za matką Teresą z Kalkuty, albo za bratem Albertem Chmielowskim…  Nie miałabym szans…. :| Ale tak sobie rozważając, po której stronie chciałabym się znaleźć – myślę, ze nie nadaję się ani na jedna stronę ani na drugą…. Ani owca ze mnie ani kozioł (kucyk też nie :P ) … po prostu .. ja… Calineczka. No więc poczekałabym sobie ( a może nawet schowałabym sie, kto wie???) cichutko, drżąc ze strachu przed OGROMNYM MAJESTATEM BOGA NAJWYŻSZEGO (musiałabym drżeć ... zawsze drżę...)  na samym szarym końcu (wiem.. wydaje sie dziwne?) , a  gdy zobaczyłabym, że już wszystkie miejsca są  zajęte (jupii) , a Pan Jezus jest zmęczony tym wybieraniem i przebieraniem … wtedy tak powolutku, bez zbytniego pośpiechu ( Uwaga!!! Pan Bóg na drodze rozstawił radary i nic nie jest w stanie się przed nim ukryć, wiec i nadmierna prędkość też nie jest wskazana) nieśmiało stanęłabym przed Jego Obliczem  :peace: i chwytajac GO   (Jezusa) za rękę … i ufając, ze za względu na pewne okoliczności łagodzące, dostane tylko upomnienie, i że jednak Pan nie zostawi mnie samej tak na środku, jak sierotkę Marysię (przecież powiedział , ze nie zostawi nas sierotami …) i no i z tego względu pozwoli mi zająć to jedyne MIEJSCE, które jeszcze pozostało wolne...  czyli… miejsce w Jego  Ramionach, tuż tuż przy Jego Miłosiernym Sercu!!!
To jest mój plan B... ale aby wypalił w calości mam jeszcze plan A -
Swięty  Augustyn powtarzał : Timeo Deum transeuntem. „Boję się Boga przechodzącego obok w Chrystusie". I ja idąc za jego przykładem bede nieustanie powtarzała te słowa... Myślę, ze to przy spotkaniu z człowiekiem rozstrzyga się nasz los ostateczny. Spotkanie z człowiekiem - to spotkanie z Chrystusem … spotkanie z Miłością… a przecież u schyłku życia będziemy sądzeni z miłości….
„…Nie ten, „który Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7,21)
A Twoją wolą Jezu jest przecież – Miłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem….
Miłujmy się przeto nawzajem, abyśmy wszyscy mogli wejść do królestwa Bożego!!!

Więc, proszę, dopomóż  Panie, abym przechodząc obok Ciebie rozpoznała Cię w drugim człowieku….bo wiem, że tylko wtedy pozwolisz  mi zająć miejsce przy Swoim Sercu … bowiem droga do Twojego Serca wiedzie przez SERCE DRUGIEGO CZłOWIEKA…. I proszę Cię jeszcze o jedno - daj mi  oczy miłosierne ,  słuch miłosierny, język miłosierny, rece miłosierne i serce  miłosierne... i nie wódź mnie na pokuszenie i zbaw mnie ode złego... Ty pociągnij mnie.., a ja ...... nie pobiegnie sama, ale pociągnę za sobą wszystkie serca, które kocham ... :heart:

Amen :)

xpacifer - 2008-02-13 08:35:20

Piękne!!!!
I wiecie co?

Calineczka naprawdę niedaleko jest od Królestwa Niebieskiego :D:D:D:D




Gdzie jest moje miejsce w tej opowieści Jezusa?? Pytam siebie samego miliony razy....
Po prawej?? Wśród owiec?? Och bardzo bym chciał!! Ale czy jestem odpowiednio do tego miejsca przygotowany?? hmmm... i zaczynają się schody...

Nie!! To miejsce nie jest dla Ciebie!! Słyszę głos...

Nie dla mnie??? Więc gdzie mam stanąc??
Czyżby moje miejsce było miejscem kozła?? Po lewej stronie Pana?? Ale ja przecież kocham Boga, kocham mojego Jezusa!!! Czy rzeczywiście trzeba mi stanąc po przeciwnej stronie? Jak wróg?

Nie!! Słyszę głos.. I to miejsce nie jest dla Ciebie!!!

Juz nic nie rozumiem...
Przecież staną przed Tobą Panie wszystkie narody, a więc i ja pośród nich...
a Ty rozdzielisz je na dwie drużyny: zwycięzców i przegranych...
innej opcji nie ma...
więc jak mam rozumiec te słowa??
Gdzie jest miejsce dla mnie??

Twoje miejsce jest przy Mnie!!!
"Wszystko , co uczyniliście jednemu z TYCH BRACI moich najmniejszych, Mieście uczynili"
:D
Czy już rozumiesz moje dziecko??

Tak, Panie!!!

Jeśli autentycznie jestem chrześcijaninem...
jeśli autentycznie wierzę w Ciebie...
nie tylko słowami ale także czynami...
jeśli wydaję dobre owoce mojej wiary...
to nie ja będę wtedy sądzony ale będę jednym z Maluczkich siedzących u Twoich stóp...
jednym z tych przytulonych do Twego serca...
jednym z tych zanurzonych w Twoich ramionach...

O, Panie dziękuję Ci za tak szlachetne miejsce!!!

ale... cóż trzeba zrobić?? co uczynić?? by to miejsce nie pozostało puste....

Trzeba mi życ...
żyć prawdziwie...
żyć Miłością!!!
Bo Miłość sprawia codzienne cuda, bo Miłość jest cudem, bo Miłość to Życie!!
Bóg jest Miłością!!

Calineczka - 2008-02-13 09:49:56

Normalnie... jestem w szoku!!! :o Ależ to pięknie xpacifer napisał :)

"Nabierz ufności i podejmij na nowo twą skromną drogę, zawsze 'coraz bliżej' Mnie. Wiesz, że nie jesteś mocna i że twoje oparcie może być tylko we Mnie. Gdy załamujesz się, zbieram szczątki i odbudowuję nową świątynię, piękniejszą /... / Staraj się więc być uważana od czasu do czasu za nicość, widzieć siebie w swoich brakach, w dobrze, którego nie wyświadczyłaś, w błędach, których nie chciałaś, a które jednak popełniłaś. Bądź pewna, że nawet wtedy nie zobaczysz wszystkiego: Ja Jeden znam liczbę i ciężar!... A jednak kocham cię: jestem Miłością.
Nie obrażaj Mnie lękiem i ucieczką: właśnie to rani miłość. Lecz wejdź w mój bezmiar, jak małe dziecko, które radośnie ssie i usypia na łonie matki. Odpoczywaj. Nabieraj sił. Raduj się. Wszystko we Mnie jest dla ciebie..."
Gabriela Bossis, "ON i ja"

A więc ...  Małą dogą w drogę ku Jezusowi, ku Życiu  ... z miłością i z ufnoscią!!!  (like św. Tereska :) )  Cała naprzód!!

Calineczka - 2008-02-17 16:09:51

17 luty 2008

Z dzisiejszej ewangelii (mojej ulubionej) Mt 17

"Jezus wziął ze sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło."


Góra kuszenia….Góra Tabor… Góra Oliwna  … te trzy góry są chyba każdemu z nas bliskie….samotność, odosobnienie i  modlitwa ….  światło, mrok,  ale ostatecznie ŚWIATŁO, które każdy mrok rozprasza i ZWYCIĘŻA … 


  Pragnę zawsze być otulona Twoim cieniem,
Jezu...
Jak ziemia mgłą spowita o wschodzie słońca
i o poranku ożywczą rosę pojąca w zachwycie –
zawsze Twoja ...
Ptaków śpiewem i wiatru muzyką jest mi Twój cień,
który cienia nie ma w sobie, bo Ty cały jesteś  Światłem,
co mroki mej duszy  przenika i sprawia,
że i ja cała światłem się staje, bo cała  w Tobie jestem ukryta ...
Tak więc niech Cień Twój, o Najmilszy Jeden  Spośród Tysięcy,
nigdy mnie nie opuszcza...
W ogrodzie mego serca zbuduj  sobie namiot * i zostań,
Bym  Twoim blaskiem przemieniona  -
cieniem stała się dla innych wśród skwaru pustyni...Amen




*Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą (Ps 127)

Calineczka - 2008-02-24 20:55:51

Powiedziałam sobie „Cisza! Milcz!” no ale po dzisiejszej Ewangelii…nie mogę … Z nią bowiem skojarzyły mi się dwa przepiękne fragmenty, którymi pragnę się z Wami podzielić … jeden z nich na pewno znacie… Co prawda bardzo się różnią od siebie i formą i treścią ale coś je łączy… łączy je … woda… Ale czy tylko?


Kto pije tę wodę, znów będzie pragnął (J 4,13)

    …Powiedziałem. Obrzydliwa i wstrętna jest ta twoja woda, która spadła z milczącego nieba lub spłynęła ze śnieżnych pokładów.
    Z daleka usłyszałem zew upajających, chłodnych, zapraszających morskich fal. Odepchnąłem Cię, nawet nie spojrzałem na Ciebie, nawet Cię nie poznałem. Pozostawiłem u twoich stóp nietkniętą amforę i uciekłem.
    I zaraz poczułem pragnienie. Odczułem rozbudzone, nie dające pokonać się pragnienie szukania. Chodziłem z rozbieganymi, spragnionymi oczami, z zaschniętym językiem jak zgłodniałe zwierzę. Nasłuchiwałem, czy nie usłyszę szumu wody; wytężyłem wzrok, aby chociaż na chwilę zobaczyć jej odblask w źrenicy.
    Piłem wodę w cienistych lasach, w pustych zagajnikach, w gąszczu krzewów, między skałami, na rozpalonym piasku,  pobliżu asfaltowych dróg, brudnych ulic, w ustronnych moczarach, w zamulonych kałużach, przy studniach razem z psami. Piłem zgniłą wodę pełną robactwa, wstrętną wodę pełną błota i zbutwiałych roślin. Obrzydło mi to. Powróciłem.
    Odczuwałem pragnienie. Opanowało mnie nie dające się ugasić pragnienie. Opanowało mnie nie dające się ugasić pragnienie. Zniechęcony i zrozpaczony pobiegłem ku morzu. Przez chwilę wahałem się, syciłem spragnione oczy. Pociągał mnie upajający czar bezmiaru wód.
Poddałem się mu. Piłem. Piłem łakomie. Piłem bardzo długo. Ale niestety! Woda była gorzka i wstrętna.
    I pragnąłem nadal, ponieważ nie zaspokoiłem pragnienia. Zacząłem szukać wody, prosić o nią ludzi, chodziłem jak żebrak od drzwi do drzwi. Wielu mnie odpędziło, wielu mnie wyśmiało, wielu mnie wykorzystywało. W oczach wszystkich ludzi to samo gwałtowne pragnienie.
    Szukałem wody w ziemi. Kopałem palcami. Darłem paznokciami, żułem grudy ziemi, by wyssać z nich pożądaną wilgoć. Pragnąłem nadal. Pragnąłem gorączkowo. Wylewałem łzy i łakomie je połykałem. W swoim wzburzeniu myślałem o odwiecznych lodowcach, o bystrych potokach spływających z czystych zrębów skalnych, o wezbranych potokach, w których woda wre, pieni się i burzy.
    Ponownie dostrzegłem spokojne, głębokie jeziora, zawsze zimne i świeże wody bystrych źródeł. Ku memu zawstydzeniu dostrzegłem na nowo wśród zieleni  spokojne, czyste wody.
    Zwróciłem się wtedy do nieba.
    Słyszałem coraz bliżej Twój spokojny i świeży krok. Byłeś blisko mnie. Serce zagrało mi w piersiach. Zmieszany, wyciągnąłem ręce, otworzyłem duszę. Zawołałem: Daj mi pić, abym już więcej nie pragnął i więcej nie szukał. Daj mi żywej wody, aby spłynęła do serca.
    Nasyciłem się całkowicie Twoim ożywiającym spojrzeniem. Napoiłem się potokiem jak górskie jeziora, głębokim jak morze, uśmiechniętym jak przypływ żywej wody w kamieniach, błyszczącym jak perły, płynącymi z twoich oczu.
    Słusznie powiedziałeś: „Kto pije tę wodę, którą Ja mu dam, nigdy nie będzie pragnął” (J 4,14)
Giovanni Albanese


I drugi fragment z „Małego Księcia”:

„Studnia, którą znaleźliśmy, nie przypominała zupełnie studni saharyjskich. Studnie saharyjskie są po prostu dziurami wykopanymi w piasku. Ta natomiast przypominała wiejską studnię. Lecz nigdzie nie było wioski. Zdawało mi się, że śnię.
- To zadziwiające - powiedziałem do Małego Księcia - wszystko jest przygotowane: blok, lina i wiadro...
Zaśmiał się, chwycił linę, puścił blok w ruch. Blok jęknął, zazgrzytał jak stara chorągiewka na dachu po długotrwałym bezruchu.
- Słuchaj, obudziliśmy studnię i ona śpiewa...
Nie chciałem, aby się męczył.
- Pozwól mi, to za ciężkie dla ciebie.
Powoli wyciągałem wiadro aż do cembrowiny, Postawiłem je równo. W uszach dźwięczał mi śpiew bloku, a w falującej jeszcze wodzie widziałem drgające słońce.
- Chcę napić się tej wody - powiedział Mały Książę - daj mi...
Zrozumiałem już, czego szukał.
Podniosłem wiadro do jego warg. Pił, mając oczy zamknięte. To było tak piękne jak święto. To było czymś więcej niż pożywieniem. Ta woda zrodzona była z marszu pod gwiazdami, ze śpiewu bloku, z wysiłku mych ramion. Sprawiała radość sercu - jak podarek. Świeczki na choince, muzyka na Pasterce oraz słodkie uśmiechy opromieniały prezenty, jakie otrzymywałem na Boże Narodzenie, gdy byłem małym chłopcem.”


A Czy ja już odnalazłam tę jedną jedyną niewysychającą Studnię, przy której czeka na mnie sam Jezus, aby napoić mnie i obmyć  Wodą Życia?

Panie,
Czekający na mnie przy Studni Życia i Nasycenia,
Tak często szukam Ciebie … i nie znajduję,
bo szukam nie tam, gdzie powinnam…
A Ty jesteś tuż tuż…
w białym okruszku Eucharystycznego Chleba,
w drugim człowieku …
Proszę otwórz moje oczy, by nasze spojrzenia mogły się spotkać ….
Bym, gdy będę się  pochylała się nad Twoją Studnią, aby zaczerpnąć wody -
ujrzała w niej Twoje Najświętsze Oblicze,
które skrywa w Sobie Oblicza moich braci i sióstr…
Bym w ich oczach rozpoznała Ciebie proszącego, Ciebie pragnącego…
Chcę dać Tobie to, o co mnie poprosisz
I przyjąć to, co pragniesz mi ofiarować…
Prowadź mnie w Twoim Duchu
drogą miłości, drogą serca -
od Życiodajnej Studni Poznania ku Studni Spotkania …
Panie,
Daj mi pić, ze źródła Twojego przebitego Serca …
Teraz i w wieczności… Amen
   




Bunia - 2008-02-25 22:04:00

Wielki Post

40 - dni

Post, modlitwa, jałmużna...

Podejmij post od GNIEWU i NIECHĘCI.
Codziennie daj swym najbliższym
dodatkową porcję miłości.

Podejmij post od OSĄDZANIA INNYCH.
Zanim kogoś potępisz, przypomnij sobie,
jak Jezus odnosi się do twoich upadków.

Podejmij post od NARZEKANIA.
Kiedy będziesz miał ochotę narzekać,
zamknij oczy i przypomnij sobie małe
radości i te wielką radość,
że Pan cię kocha.

Podejmij post od UCZUCIA ŻALU
i PRETENSJI do INNYCH
.
Ciągle pracuj nad przebaczeniem tym,
którzy cię zranili.

Podejmij post od PYCHY i ZAZDROŚCI,
bo one rujnują twoje życie wewnętrzne.

Gdy tak przeżyjesz Wielki Post bardzo
głośno i radośnie będziesz śpiewał "ALLELUJA"



www.adonai.pl



Boże dopomagaj w naszych Wielkopostnych postanowieniach i naucz nas prawdziwej miłości, bo bez Ciebie nic nie możemy uczynić...

migotka - 2008-02-26 12:09:07

W związku ze zbliżającym sie Misterium.....zastanawiałam się długo w jaki sposób można zagrać rolę pozytywną  w tłumie :) ... i na jednym z blogów znalazłam taki tekst :


"

Czy wiesz, że tłum uwielbia tak zwaną równość?

Nie znosi tych, którzy się wychylają,

którzy przerastają tłum mądrością,

wielkością serca, odwagą.

Czy wiesz, dlaczego tak jest?

Bo tłum zwykle tworzą ludzie mali,

którzy nie chcą dorastać do czyjejś

wielkości, heroiczności, wielkoduszności.

Dlatego pragną zastraszyć tych,

którzy ich przerastają.

Ale patrz, wobec czyjejś nagłej

i odważniej wspaniałomyślności

tłum cofa się zawstydzony

swoim prymitywizmem,

jak przed tą dziewczyną, zwaną Weroniką,

która ocaliła wtedy

i twarz Jezusa i twarz człowieka.

W tobie też jest sporo dobroci,

współczucia, chęci pomocy,

ale hamuje ją lęk, strach, obawa.

Pamiętaj, że bez odwagi

mogą sie one nigdy nie ujawnić

i powoli zacząć zanikać.

Bez odwagi twoja dobroć, miłość i wiara

będą zawsze nijakie lub byle jakie.

Dlatego nie kryj się z nimi w tłumie.

Wznieś się z nimi ponad niego.



/Marlena/



... i tak sobie pomyślałam, że taki człowiek stojący w tłumie, idący za Chrystusem wśród tłumu krzyczących i bluźniących, musiał być strasznie zagubiony i bezradny wobec niego...... a wszelkie słowa sprzeciwu napotykały ze strony bluźnierców jeszcze większy opór. Bardzo często zdarza mi się stać w takim tłumie, przyjmuję różne postawy- obojętną, buntownika, idę ze ,skulonym ogonem, bo mi wstyd jest, że przynależę do tego tłumu.. i nie wiem czy mam na tyle odwagi,  ażeby wyjśc z niego tak jak św. Weronika i odważnie świadczyć o Tobie Panie !

Bunia - 2008-02-27 07:52:10

Drzewo Życia



     Wyobraźmy sobie, że jest rok 33 n.e. Przez wąskie uliczki Jerozolimy przeciska się pochód mieszkańców i przybyszów tego miasta. Tłum jest coraz większy, jedni wygrażają i złorzeczą, inni płaczą ze współczucia. Wierni nie mogą dobyć głosu z zaciśniętych gardeł - mają krzyżować TEGO Galilejczyka. On z trudem toruje sobie drogę, zgięty pod ciężarem belki, którą niesie na ramionach. Słońce nielitościwie przypieka skrwawione ciało. Żołnierze torują drogę, czasem przyłożą komuś kijem, by otworzyć sobie przejście wśród gapiów, szyderców i współczujących. A lud stoi i patrzy...

     Początek męki


     Jezus powiedział, że po wydaniu Go poganom zostanie ukrzyżowany. Podczas przesłuchania przed najwyższym kapłanem przyznał, że jest Mesjaszem i synem Bożym. Członkowie Sanhedrynu uznali, że zasłużył na karę śmierci, ponieważ dopuścił się bluźnierstwa (Mk l4,63-64). Wydając Go Piłatowi, mogli oczekiwać skazania Go na śmierć przez ukrzyżowanie, gdyż podawanie się za Mesjasza można było uznać za rodzaj buntu przeciwko Rzymowi. Jezus został postawiony obok buntownika Barabasza. Kiedy lud zażądał zwolnienia tego ostatniego, Piłatowi nie pozostało nic innego, jak wydać Jezusa na ukrzyżowanie. "Poza Cezarem nie mamy króla!" - te okrzyki nie mogły być zlekceważone przez Poncjusza Piłata jako namiestnika rzymskiego, jeżeli chciał dalej-piastować swoje stanowisko, a może i zachować życie. Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowali, ale zemścił się za ich groźbę i jednocześnie zakpił z Żydów, formułując tytuł winy. Trójjęzyczny napis (w języku aramejskim, łacińskim i greckim) brzmiał: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski.

     Po wyroku do Jezusa przystąpili dwaj oprawcy, trzymający w ręku rzymskie bicze flagrum faxillatum. Składały się one z krótkiej mocnej rączki, do której były przytwierdzone rzemienie lub mocne sznurki z przytroczonymi metalowymi ciężarkami, połączonymi ze sobą co 3 cm (mogły to być też kostki pacierzowe owcy). Narzędzie to służyło jednemu celowi: spotęgowaniu bólu przez przebicie skóry. Biczowanie takie było karą straszną, powodującą nawet śmierć ofiary. Biczowano nie tylko po plecach, ale i po nogach i rękach. Rzemienie biczów zakończone podwójnymi kuleczkami zawijały się, sięgając do przodu ciała, raniąc szczyty klatki piersiowej, brzuch, uda i golenie. Według prawa żydowskiego zadawano 40 uderzeń. Rzymianie nie liczyli razów - biczowali do skutku, czyli do zemdlenia ofiary, jeżeli było to biczowanie jako kara sama w sobie.

     Korona Mesjasza

     Dlaczego żołnierze ukoronowali Jezusa cierniem? Archeologia dostarcza pewnych poszlak. W 1932r. robotnicy pracujący nad wzmocnieniem fundamentów klasztoru Sióstr Syjonu, który wzniesiony był w pn-zach krawędzi placu Świątyni Jerozolimskiej, natrafili na kamienie jej dziedzińca. Na jednej z płyt jest wyrzeźbiona tzw. gra w króla. Polegała ona na tym, że kto przegrał - musiał za karę poddać się zabawie: udawać króla, znosząc kpiny i nawet bolesne żarty. Na twarzy Jezusa (odbitej na Całunie Turyńskim) znaleziono ślady krwi. Medyczne publikacje bibliograficzne opisują te ślady jako bardzo liczne. Nie ma wątpliwości, że zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na czaszce przez kolce korony cierniowej. Na czole można doliczyć się kilkunastu przekłuć, więcej jest z tyłu głowy. Chirurdzy przypuszczają, że wszelkich urazów mogło być ok. 50. Ponieważ pod skórą na głowie rozciąga się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, takie obrażenia powodowały obfity wyciek krwi i rozdzierający ból głowy.

     Droga krzyżowa

      Krwawe obrzęki na łopatkach Jezusa spowodowała poprzeczna belka krzyża, zwana patibulum, którą musiał zanieść na miejsce stracenia. Zasadzona na pionowy pal wbity w skałę lub wkopany w ziemię, tworzyła krzyż. Patibulum nie było lekkie. Przyjmując wzrost Jezusa jako 181 cm i rozłożenie Jego kończyn górnych, które musiały być przybite w tej pozycji do patibulum, otrzymujemy ciężar belki ok. 40 kg (drzewo oliwne jest ciężkie). Syndonologowie przypuszczają, że pomiędzy patibulum a ciałem Jezusa znajdowała się warstwa ochraniająca, która mogła być szatą. Gdyby w tym miejscu nic nie było, przecięcia skóry po biczu ułatwiłyby jej silniejsze uszkodzenie. Przypuszczenie to potwierdza tekst ewangeliczny, mówiący wyraźnie, że po naigrywaniu się z ubiczowanego i ukoronowanego Jezusa, żołnierze zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego Jego własne szaty (por. Mk l5,20). Świadczy to o szczególnym traktowaniu tego Skazańca. Zazwyczaj ofiary ukrzyżowania szły na miejsce wykonania wyroku "nago", czyli tylko w opaskach na biodrach lub nawet bez. Czy ten wyjątek podyktował - mimo wszystko - szacunek do Jezusa, z którym rozmawiał namiestnik i kazał napisać na tabliczce, że jest królem żydowskim? A może w ten sposób Piłat chciał zakryć przed ludźmi karę biczowania, po której nie miał prawa wydać drugiego, wyroku - wyroku śmierci?

    Golgota

     Najnowsze badania archeologiczne potwierdzają ewangeliczną lokalizację Wzgórza Golgoty - poza murem miejskim Jerozolimy. Jezus wszedł na Golgotę. Był wyczerpany, upadał, trzeba Go było prowadzić. Pomoc Szymona z Cyreny okazała się niewystarczająca...

     Na miejscu podali Mu wino zmieszane z mirrą. Dali mi jako pokarm truciznę, a gdy byłem spragniony, poili mnie octem (Ps 69,22). Tak było w zwyczaju - miało to trochę oszołomić skazańca i ulżyć jego cierpieniom. Jezus zwilżył tylko usta i odmówił. Wtedy żołnierze zdjęli z Niego szaty - następny rzymski obyczaj: trzeba było maksymalnie upokorzyć ofiarę. Owe szaty, pannicularia, stawały się dodatkową premią dla wykonawców wyroku. Moje szały dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię... (Ps 22,19).

     Na miejscu krzyżowania Skazany był obnażony i wyszydzony. Przybito Mu stopy do pala, nadgarstki rozerwały ciężkie gwoździe, a w końcu podniesiono Go na krzyż. Zawisł całym ciężarem na rozrywających się nadgarstkach i stopach. Z rozpiętymi ramionami i napiętą klatką piersiową nie mógł oddychać, każdy łyk powietrza wymagał bowiem wsparcia się na stopach (co pogłębiało rany) - umierał z upływu krwi, braku powietrza i wyczerpania, w spiekocie południa (według zwyczaju skazanych krzyżowano twarzą do słońca).

     Skazani na ukrzyżowanie zazwyczaj dopóty wisieli na krzyżu, dopóki ich ciała nie uległy rozkładowi, odmówienie skazańcowi pogrzebu i czci należnej zmarłym należało do kary ukrzyżowania. Jednak Józef z Arymatei otrzymał zgodę na pochowanie Jezusa...

    Krzyż Jezusa

     Ponieważ człowiek powieszony na drzewie jest przeklęty przez Boga (Pwt 21,23), krzyż Jezusowy stał się dla Żydów zgorszeniem. Nie mogli przyjąć, że ktoś taki mógł być prawdziwym Synem Bożym i nie byli w stanie zrozumieć, jak świat mógł zostać zbawiony przez osobę, którą spotkał tak poniżający koniec.

     Nowy Testament mówi jednak wyraźnie, że Jezus umarł na krzyżu nie ze względu na własne przewinienia (oskarżenia przeciwko niemu były fałszywe), ale zamiast zwykłych, grzesznych ludzi. Dźwigając na sobie grzechy innych, doświadczył oddzielenia od Boga, na które to oni zasługiwali - w tej najtrudniejszej godzinie wołał: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?

     Ale umożliwił tym samym uzyskanie przebaczenia i rozpoczęcie nowego życia tym wszystkim, którzy powierzą Mu swoje życie jako Temu, który umarł za nasze grzechy i powstał z martwych.

     W śmierci Jezusa na krzyżu widzimy głębię miłości Bożej. Dzięki niej ludzie mogą pogodzić się z Bogiem i nawzajem ze sobą. W krzyżu Bóg pokonał wszelkie zło. Krzyż jest również dramatycznym symbolem życia, jakie powinni wieść chrześcijanie - Jezus wzywa nas, byśmy brali swój krzyż i szli za Nim. Wzywa nas do życia, w którym poświęca się własne ja i żyje mocą nowego życia, jakie daje Bóg. Święty Paweł wie- dział, co to znaczy z własnego doświadczenia: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,19-20).


    Jezus UMARŁ

     Największa rana, która spowodowała najobfitszy wypływ krwi (na wysokości piątego i szóstego żebra, z prawej strony klatki piersiowej, w bliskiej odległości mostka), została zadana szerokim narzędziem. Jeden z żołnierzy (Longinus) włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe (J 19, 34-35). Specjaliści medycyny sądowej, kardiolodzy i hematolodzy nie dziwią się temu wypływowi "krwi i wody". Najwięcej zwolenników ma teoria amerykańskiego lekarza, A. Sava, który opierając się na swoim doświadczeniu chirurgicznym, widzi przyczynę pojawienia się "wody" w nagromadzeniu się krwawego płynu w jamie opłucnej. Zdaniem tego chirurga, zgromadził się on w znacznej ilości po śmierci Jezusa, a otworzenie klatki piersiowej spowodowało tylko jego wypłynięcie, a raczej wytrysk. Przebicie boku Jezusa było więc ciosem zadanym w martwe ciało. Wykonał go żołnierz, o czym świadczy nie tylko włócznia, lecz sposób uderzenia - tak atakowano prawą stronę ciała przeciwnika, gdyż lewą osłaniał on tarczą.

     Wykonało się
     Jak pisze Marek: zasłona przybytku rozdarła się na dwoje. Mateusz dodaje, iż: ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy pomarli, powstało...

     Wykonało się - jak powiedział Jezus. Była godz. 15.00.

     Krzyż, na którym umarł Zbawiciel odnalazła w 326r św. Helena, matka Konstantyna Wielkiego. W 614 r. zagarnięty przez Persów, odzyskany został w 14 lat później przez cesarza Herakliusza (pamiątką tego wydarzenia jest święto Podwyższenia Krzyża Świętego - 14 września). Jest znakiem rozpoznawczym chrześcijan, zaczyna i kończy modlitwę, dzień, każdą ważniejszą czynność, używany jest przy wszystkich błogosławieństwach i dla uświęcenia przestrzeni (krzyż w mieszkaniu, krzyże przydrożne, na kościołach), stawiany jest na grobach tych, którzy zasnęli - jako znak zmartwychwstania w CHRYSTUSIE. Nosi się go na piersiach. Jest też symbolem życia chrześcijańskiego, które powinno być umieraniem dla grzechu, aby żyć dla Boga (Rz 6,1-14).

     Jest symbolem odkupienia ludzkości i powszechnego pojednania z Bogiem. W tym sensie krzyż Chrystusa jest drzewem życia jakie powinni wieść chrześcijanie. Jezus żyje, Alleluja!




Andrzej Tyranowicz


Tekst pochodzi z Dwumiesięcznika
Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej

Marzec/Kwiecień 2001

Calineczka - 2008-03-02 19:47:12



W Tobie jest światło każdy mrok rozjaśni…



Z dzisiejszej Ewangelii:
„Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”.

W pewnym zapadłym zakątku świata było bardzo ciemno. Nagle pojawiło się tam maleńkie światełko. Ktoś do tych ciemności przyniósł maleńki płomyk. Mały płomyk świecy, nic nadzwyczajnego.
Ktoś, kto przechodził obok, zobaczył ten płomyk i powiedział głośno: „Byłoby lepiej, gdybyś świecił gdzie indziej, a nie w tej zapadłej dziurze!”
„Dlaczego?” zapytało światełko. „Świecę tutaj, ponieważ jestem światłem. Jestem zaś światłem dlatego, ze świecę. Nie świecę po to, aby mnie ktoś widział i podziwiał. Świece dlatego, że świecenie sprawia mi radość, ze daje mi zadowolenie”.
Ciemności zapadłego kąta były złe, ze ktoś odważył się naruszyć ich monotonię, lecz nic nie mogły zrobić płomykowi.


Może zdarzyć sie tak, że polegniesz.
Może się zdarzyć tak, ze idąc drogą za Jezusem, przegrasz swoje życie:
Twoja bezinteresowność zostanie przez innych wykorzystana,
Twoja dobroć zostanie wyśmiana,
Twoje słowa zostaną zniekształcone i będą wykorzystane przeciwko Tobie,
Twoja uczciwość zostanie niezauważona;
Twoje zasługi nie zostaną prze nikogo wyróżnione;
Za to Twoje intencje - niezrozumiane,
Niczego nie osiągniesz
Nie dojdziesz do dużych pieniędzy, do wysokiego stanowiska.
I nazwą nazwą Cię:
nieudacznikiem, fantastą, naiwniakiem, nieżyciowym… śmiesznym, a nawet żałosnym.
Może polegniesz.
Mozę przegrasz.
Ale tak jak ON przegrał i jak ON poległ.




Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia!



I w Tobie ... jest światło...


xpacifer - 2008-03-05 16:08:37

5 marca 2008 r.

Dzień zbawienia, o którym czytamy dzisiaj w liturgii to może być każdy dzień mojego życia... każdy dzień, w którym z pokorą wołam do Pana; w którym z pokorą staje przed Nim, by przyznać się do błędu, by wyznać swoją winę; w którym klękam u kratek konfesjonału, by doświadczyć Jego przebaczenia!!

To właśnie tam.. w sakramencie pokuty dokonuje się największy cud mojego życia... to tam słyszę głos Pana: Wyjdź na wolność! Ukaż się! Tam otrzymuję od Niego prawdziwą radość, która nie przemija... bo dla niej właśnie zostałem stworzony!!

dlatego tzreba dziś zadać sobie pytanie: jak wielkie sa moje ciemności? jak wielka jest moja niewola?
czy chcę byc wolny? czy nadal będę trwał w mrokach mojego grzechu??

od odpowiedzi na te pytania wiele zależy w moim życiu!! czy dziś dzień zbawienia stanie sie moim udziałem ...

nie zwlekaj...
ON czeka!!

migotka - 2008-03-05 20:39:26

Pozostań ze mną, Panie



Pozostań ze mną, Panie,
Twoja bowiem obecność jest mi konieczna, abym o Tobie nie zapomniał.
Ty wiesz jak łatwo opuszczam Ciebie.

Pozostań ze mną, Panie, bo jestem słaby i potrzebuję Twojej mocy,
abym tak często nie upadał.

Pozostań ze mną, Panie, bo Ty jesteś moim życiem,
bo bez Ciebie popadam w zniechęcenie.

Pozostań ze mną, Panie, bo Ty jesteś moim Światłem,
bo bez Ciebie pogrążam się w ciemności.

Pozostań ze mną, Panie, aby mi wskazać Twoją wolę.

Pozostań ze mną, Panie, abym mógł słyszeć
Twój głos i iść za Tobą.

Pozostań ze mną, Panie bo bardzo pragnę
Ciebie miłować i zawsze być z Tobą.

Pozostań ze mną, Panie jeżeli chcesz,
abym Ci dochował wierności.

Pozostań ze mną, albowiem moja dusza choć taka biedna,
pragnie być dla Ciebie miejscem pociechy
i gniazdem miłości.

Pozostań ze mną, Panie Jezu, albowiem ciemność zapada
i dzień się kończy, to znaczy, że życie mija,
a zbliża się śmierć, sąd, wieczność, toteż muszę
odzyskać siły by w drodze nie ustać,
stąd też potrzebuję Ciebie.
Ciemność zapada i śmierć się zbliża.

Lękam się mroków, pokus, oschłości, krzyży,
cierpień, toteż tak bardzo pośród nocy i
wygnania potrzeba mi Ciebie, Panie Jezu.

Pozostań ze mną, Jezu, ponieważ pośród nocy
tego życia, wśród jego zagrożeń potrzebuję Ciebie.

Spraw, abym poznał Ciebie - tak jak Twoi uczniowie
- przy łamaniu chleba, to znaczy w Komunii Eucharystycznej,
aby była ona światłem rozpraszającym ciemności,
wspierającą mnie siłą i jedyną radością mego serca.

Pozostań ze mną, Panie, ponieważ w godzinę śmierci
chcę być z Tobą zjednoczony przez Komunię albo
chociaż przez łaskę i miłość.

Pozostań ze mną, Jezu.

Nie proszę Cię o Boskie pociechy, bo na nie nie
zasługuję, ale o dar Twojej obecności.

O tak !!! bardzo Cię o to proszę!!!

Pozostań ze mną, Panie. Ciebie tylko szukam,
Twojej miłości, Twojej łaski, Twojej woli,
Twego Serca, Twego Ducha, bo Ciebie miłuję
i nie pragnę innej nagrody niż większego
pokochania Ciebie.

Miłością mocną, praktyczną, z całego serca
- na ziemi, aby potem zawsze i doskonale
miłować Ciebie przez całą wieczność.

Amen



/bł. Ojciec Pio/

Calineczka - 2008-03-09 17:11:54

"Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów,
ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja
jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was
wydobędę, ludu mój."(Ez 37,12b-13)

„Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”



Panie, często czuję się jakbym była grobie,
Nie od 4 dni ale od … lat moja dusza jest, jakby martwa w moim ciele…
Tak często Ty wydajesz się taki daleki i taki nieobecny,
Zwłaszcza wtedy, gdy przygniata mnie mój krzyż,
krzyż mojego „ja”
I chociaż  wołam do Ciebie,  Ty milczysz…
I tak, jak  zwlekałeś z pójściem do Swojego chorego przyjaciela Łazarza,
Tak zwlekasz ze swoim przyjściem do mnie…
Czy pragniesz mojej śmierci, Panie?

„Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
Panie, wysłuchaj głosu mego.
Nachyl Twe ucho
na głos mojego błagania.” (Ps 130)


I wtedy, gdy wydaje się, że już wszystko przepadło,
Że wszystko skończone –
Ty wskrzeszasz mnie do nowego życia,
rozwiązujesz moje ręce i nogi,
podnosisz mnie  i na nowo wlewasz w moje serce nadzieję i chęć do życia…
Słońce ponownie wraca na niebo mego serca,
Mija zima, powraca wiosna,
Dusza śpiewa, cały świat wokoło śpiewa  „Bóg jest Miłością…!”
I niemożliwe znowu staje się możliwe!

Tak, Panie,
dzisiaj wyznaję –
Ty jesteś zmartwychwstaniem i życiem.
Kto w Ciebie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.
Bo każdy, kto żyje i wierzy w Ciebie, nie umrze na wieki.


Spraw więc, aby w mojej  duszy zabrzmiał Twój głos,
Spraw, abym usłyszała Twoje Słowo, które przywraca życie,
Wyprowadź mnie z moich ciemności do Twego Światła…
Niech ożyje moje serce w Tobie!
Amen


Calineczka - 2008-03-11 11:08:16

Takie moje skojarzenie do wczorajszej nauki Rekolekcji Wielkopostnych, które aktualnie odbywają sie w mojej Parafii ... a którym pragnę sie  z Wami podzielić ....
I chciałabym tutaj szczególnie serdecznie pozdrawić Wisię  i Migotkę ( dzięki za miłą niespodziankę :*) oraz  wszystkich pozostałych też i to równie serdecznie ....  :heart:





Powiedz ludziom, że kocham ich…

"Pewien człowiek pracował jak operator zwodzonego mostu. Kiedy podnosił most, przepływały pod nim barki, opuszczając go przepuszczał mknące po szynach pociągi. Pewnego dnia wziął ze sobą do pracy swego kilkuletniego jedynego synka. Gdy wykonywał swoje rutynowe czynności, jego syn bawił się na zewnątrz dyżurki. Wtem rozległ się dźwięk telefonu, który jak zwykle był zapowiedzią informacji o nadjeżdżającym pociągu. Szybko włączył urządzenie opuszczające most i właśnie wtedy usłyszał przeraźliwy krzyk swego syna. Gdy wyjrzał na zewnątrz, zobaczył, że jego noga uwięziona została w trybach maszyny, które powoli miażdżyły ją i wciągały do środka. W tej chwili usłyszał także sygnał nadjeżdżającego z oddali pociągu. W tak dramatycznej sytuacji miał jedynie dwie możliwości - opuścić lub podnieść most wybawiając syna od śmierci, ale skazując na nią setki pasażerów nadjeżdżającego pociągu.
Ojciec wybrał śmierć syna...
Kiedy pociąg przejeżdżał po moście, niektórzy ludzie uśmiechnięci machali mu rękoma na powitanie. On tymczasem stał zalany łzami, a jego serce przeszywał ogromny ból z powodu męki, w jakiej zginął jego jedyny, ukochany syn."










    "Tak bowiem Bóg umiłował świat,

że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy,

kto w Niego wierzy,

nie zginął, ale miał życie wieczne”.


J 3,16






   

Calineczka - 2008-03-13 16:55:49

Oto stoję u drzwi i kołaczę:

jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,

wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną."

Ap 3,20


Tymi  słowami rozpoczęły się tegoroczne rekolekcje Wielkopostne  w mojej Parafii  i tymi słowami się zakończyły…  i musze przyznać, że słowa te trafiły prosto w moje serce,,, i skłoniły mnie do refleksji… Może również ktoś z Was podobnie czuje i też odnajdzie siebie… :)

Zacznę moze od pewnej przeczytanej kiedyś opowieści...
"Pewna starsza kobieta, nieco schorowana, ale nie przykuta do łóżka, mieszkała w małym, jednopokojowym mieszkanku- dokładnie jedno pietro niżej niż właścicielka kamienicy, która skłócona była prawie z wszystkimi mieszkańcami domu. Dlatego, też starsza kobieta zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby zbliżyć się do tej osoby; Kiedy pukała do jej drzwi, nigdy nie zostały one otwarte, kiedy próbowała skontaktować się z nią telefonicznie, nikt nie podnosił słuchawki. Wszyscy mieszkańcy domu mówili o właścicielce to samo. A wtedy starszej kobiecie przyszedł do głowy pewien pomysł. Zasadziła słonecznik w dużej doniczce i postawiła ją na swoim balkonie. Kwiat rósł bardzo szybko i wkrótce dotarł do balkonu piętro wyżej, który należał do właścicielki kamienicy. Kiedy słonecznik zaczął kwitnąć -starsza pani podlewała go sumiennie każdego dnia- a jego soczysty żółty kolor jaśniał dokładnie przed oknami balkonu nieosiągalnej właścicielki. Gdy ujrzała ten piękny kwiat, ucieszyła się ogromnie i zeszła na dół, by podziękować za słonecznik. W ten sposób nawiązała się rozmowa- i wszyscy mieszkańcy domu uśmiechali się z ulgą, ciesząc się pomysłem starszej pani, która posadziła słonecznik..."


Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otwórzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną."

Jezus stoi u drzwi mego serca :heart: i kołacze. Ale ja nie słyszę pukania...albo nie chcę słyszeć .Co jest?  Coś jest chyba nie tak! Co zagłusza Jego kołatanie? Co sprawia, ze  boje się je usłyszeć? Może świadomość, ze jeśli  tak…. To będę musiała je otworzyć…  a może ja  po prostu nie chcę…. Ale dlaczego???  Co mnie powstrzymuje ? czy znam odpowiedź?

Jezus stoi u drzwi mego serca i kołacze. Słyszę, że tam jest, ale nie jestem pewna czy to On. Boję się otworzyć drzwi, żeby się nie okazało, że to mój najgorszy wróg podszywa się pod Niego, żeby mnie potem zdradzić i zranić...   Więc co mam czynić? Serce mi podpowiada, ze to ON ale ja już swojemu sercu nie wierzę,. …  a jeśli już nie wierzę własnemu sercu, co mi pozostało? A może, myślę sobie,  to wcale nie moje serce  mi podpowiada….

Tak, już teraz wiem jedno - muszę się nauczyć ufności i prostoty wobec Niego, muszę stać się jak dziecko, które poznaje swoją  mamę po głosie, kiedy wraca po pracy do domu.  Jak dziecko, które  nie boi się otworzyć jej drzwi, bo wie, że byle kogo nie wpuści…
Tak często wołam : „ Panie, Ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku..”  a On mi odpowiada: „Moje owce słuchają mojego głosu i ja je znam. One idą za mną,  a ja im daję życie wieczne.”
Ale czy  ja znam głos mojego Pana? Czy jestem naprawdę Jego owieczką i poznaję Go po głosie?

I znowu wmawiam sobie od początku: "Jezus wcale nie stoi u drzwi mojego serca. Nawet nie mam po co otwierać, bo Jego tam nie ma. To nie On! Nawet jeśli istnieje, to nie ma czasu, żeby się mną zajmować." „ Gdzież tam do mnie przyszedł? Przecież jestem najmniejsza z najmniejszych… To niemożliwe!”  Nieprawda. On czeka pod drzwiami i kołacze. Przyszedł do mnie, przychodzi do Ciebie, tak jak przyszedł do Zacheusza w gościnę… Ale Zacheusz przyjął go z radością… a Ty, a ja? Ciągle się wzbraniamy, a jednak  On będzie czekał do końca … do końca życia Twojego, mojego… Nic go nie zrazi, nic Go nie zniechęci… On przyszedł nie po to  żeby mnie oglądać, aby na mnie tylko patrzeć, ale po to aby być przy mnie, dzielić ze mną nie tylko radość, ale i przede wszystkim mój ból, moje cierpienie, moją samotność, mój grzech…. Może więc nie warto zwlekać dłużej… może więc już teraz wstanę i pobiegnę, i z ogromna radością otworzę Mu drzwi… Po co tracić czas, którego i tak niewiele zostało..... bo przecież nigdy już nie wróci stracony czas, a każda kolejna chwila jest na wagę złota…

Gdy ja się tak w kółko zastanawiam,  Jezus ciągle stoi u drzwi i kołacze. Niezmordowany. Niezniechęcony. Ale ja ciągle się nie chce nic zmienić, nadal  nie chcę Go słyszeć. "Niech się wypcha" - mówię. "Wszystko przez Niego." "Jest tylko kłodą na drodze do mojego szczęścia." "Dużo lepiej będzie, jeśli nie wpuszczę tu nikogo, nawet Jego. Wtedy nikt mnie nie zrani." STOP! Nie chcę więcej cierpieć, nie chcę ryzykować. Pragnę aby moje życie było bezbolesne, bezstresowe, najlepiej sielankowe …. ale takie życie tu na ziemi nie istnieje. Zawsze obok będzie cierpienie,  ból, strach i łzy. Tyle tylko, że jeśli prędzej zrozumiem, ze z Jezusem nie będę już nigdy sama i z Nim  mogę wszystko zmieniać  w dobro i czerpać z tego radość, tym lepiej dla mnie. Być może będzie ciężko, może nawet bardziej ciężko, niż bym przypuszczała…ale jedno jest pewne -  nie będę sama, bo będzie nas dwoje… ja i ON - Chrystus….  Musze   tylko w to uwierzyć...musze tylko tego pragnąć  z całego serca…i zdobyć się na odwagę!! (Tak, Kochana Bunieczko masz rację... trzeba mieć odwagę, aby podązać za swoim glosem, glosem swojego serca) :*

I znowu czuję się rozdarta – bo z jednej strony  pragnę aby wszedł…. ale z drugiej strony się boję… Co robić?
I wtedy nagle, ni stąd ni zowąd,  pod moim oknem wyrasta  słonecznik… i już nie potrafię się  oprzeć … szeroko otwieram okno … czuję jak świeże powietrze wypełnia moje płuca…oddycham… upajam  się  pięknem, na które spoglądam, raduję się słońcem, którego promienie pieszczą moją twarz… słońcem, które  wpuściłam do mojego serca…i czuję każdą zbawienną  krople deszczu która spada na mnie, obmywa mnie, oczyszcza… Tak, to prawda, Panie, że  Twoja miłość jak ciepły deszcz, Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia …. I uśmiecham się przez deszcz, i uśmiecham się przez łzy… a potem już otwieram drzwi i sama wychodzę na przeciw… Życiu… szepcząc  „Dziękuję!!!”

Jak dobrze, Panie, ze Ty masz Swoje sposoby, aby dotrzeć do mojego serca….
Jak dobrze, Panie, ze nie rezygnujesz ze mnie nawet wtedy, gdy mówię - nie!
Że nie zrażasz się moim brakiem zaufania, że zawsze jesteś przy mnie,
podążasz za mną, gdy przed Tobą uciekam,
a kiedy przez własną  ułomność  wypraszam Cię i ponownie zamykam przed Tobą drzwi –
Ty cierpliwie pod nimi czekasz…
bo wiesz, że bez Ciebie po prostu … nie istnieję…

"Gdzie ucieknę przed Duchem Twoim?
Gdzie oddalę się od Twego oblicza?
Jeśli wstąpię do nieba, Ty tam jesteś,
jesteś przy mnie, gdy położę się w otchłani.

Gdybym wziął skrzydła jutrzenki,
gdybym zamieszkał na krańcu morza,
tam również będzie mnie wiodła Twa ręka
i podtrzyma mnie Twoja prawica."
(Psalm 139)



"OTO STOJĘ U DRZWI I KOŁACZĘ..." 



Wejdź, Panie, czekałam na Ciebie… zostań… i wieczerzaj … :heart:

migotka - 2008-03-14 12:51:44

"Tak bowiem Bóg umiłował świat,

że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy,

kto w Niego wierzy,

nie zginął, ale miał życie wieczne”.

J 3,16


przesyłam filmik do opowiadania  Joli :)

http://www.godtube.com/view_video.php?v … 290bc2ae2d

pozdrawiam !!

Calineczka - 2008-03-14 14:27:26

… Niesamowite… i piękne... "Tak bowiem Bóg umiłował świat..."  Dziękuję  Kochana Migotko… :*  Chwała Panu!!  Ale teraz z chyba ja z kolei musze jeszcze coś dodać … jedno  zdanie, które padło w czasie tych rekolekcji,  którego nie wpisałam od razu, a które teraz to juz nie daje mi spokoju… min. przez ten filmik. Myślę, ze  jest to bardzo ważne zdanie, i że nie powinno zostać pominięte. Powinnam chyba je umieścić od razu, przy tym opowiadaniu …. Nie wiem, czy dokładnie to powtórzę za Rekolekcjonistą , ale postaram się jak najdokładniej…

„Nawet gdybyś był jedynym żyjacym człowiekiem na ziemi - Bóg postąpiłby tak samo....
dla Ciebie jednego poświeciłby Swojego Jedynego Syna .... bo tak bardzo Ciebie kocha.....
On nie zawahałby się poświecić Go  TYLKO   dla CIEBIE… tylko dla CIEBIE… bowiem tak ogromna jest Jego Miłość do każdego człowieka z osobna...”



Czy widzicie to w tym  filmiku?

Pozdrawiam….. :)

Calineczka - 2008-03-16 20:26:41

Ku pokrzepieniu krzyczących Hosanna!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Pozwól nam wołać "Hosanna!",
przed ołtarz zielony zaprowadź,
a w smutne białe jelenie
zamień zmęczone słowa.
Pozwól nam śpiewać: "Hosanna!"
pod pomnikami drzew,
daj, żeby z nami śpiewał
nasz brat - puszysty lew.
Przywróć nam siostry jaskółki
i bractwo z klanem saren.
Podaruj nam słowo "Hosanna"
i żółte obłoki podaruj.
Uratuj nas od myśli,
milczącej gliny pogrzebów.
Pozwól nam śpiewać "Hosanna"
i pozwól nam skoczyć w niebo.

K.K. Baczyński



"Pewnego razu na wysypisku gruzu spotkały się: kawałek krawężnika, płyta chodnikowa i kamień z bruku. Wszystkie trzy były wyszczerbione i połamane i wszystkie czuły, że bardzo źle je traktowano. Miały na bokach szczerby tak wielkie, jakby je zrobił słoń.

- Ludzie są tacy niewdzięczni - mruknął kawałek krawężnika. - Spędziłem swój pracowity żywot na skraju chodnika, pozwalając im przechodzić po mnie. Nigdy nikomu nie podstawiłem nogi. I jakie dostałem podziękowanie? Żadnego. Nadeszła grupa ludzi z kilofami i potłukła chodnik na kawałki.

Żywot płyty chodnikowej też nie był szczęśliwy.

- Spędziłam długie, pracowite lata pośrodku peronu na dworcu kolejowym, stale mając na głowie bagaże i ludzi - skarżyła się. - Zawsze znosiłam to spokojnie, ale też nie dostałam żadnego podziękowania. Któregoś dnia nadeszła grupa ludzi z dźwigami i zamieniła dworzec kolejowy w piętrowy parking dla aut.

Kamień brukowy także czul, że jego doświadczenia z ludźmi były jak najgorsze.

- Spędziłem pięćdziesiąt lat w nawierzchni mostu -zaszlochał. - Nie macie pojęcia, co ja musiałem znosić... Ludzie w samochodach i ciężarówkach jeździli po mnie przez cały czas, w dzień i w nocy. Często miałem ochotę ponarzekać, ale zamiast tego trwałem tam bez sprzeciwu. Czy chociaż jedna ludzka istota kiedykolwiek podziękowała mi za mój trud? Ha! Niedoczekanie! Poświęciłem pięćdziesiąt lat, służąc im, i co się stało? Jacyś ludzie z buldożerami zburzyli most - oto, co się stało.

Któregoś dnia, gdy trzy kamienie rozmawiały o tym, jaka niesprawiedliwość je spotkała, przyszła im wszystkim do głów ta sama myśl. Dość tego! Nadszedł czas, by rzucić hasło do rewolucji; czas, by wszędzie poruszyć skały i kamyczki, by zawalały się, spadały i przygniatały swoich władców - ludzi.

Ale był jeden problem. Rewolucja potrzebowała przywódcy.

Płyta chodnikowa spojrzała na kamień brukowy, a kamień z bruku popatrzył na kamień z krawężnika, ale jakoś żadne z nich nie miało ochoty podjąć się tego zadania.

I wtedy nagle przypomniały sobie, że głęboko wewnątrz sterty gruzu leży Starożytny Kamień, który tkwi tu od tysięcy lat. Potoczyły się więc na dół, by z nim porozmawiać.

- Planujemy obalenie Królestwa Tego Świata - wyjaśniły. -Wszystko, czego nam jeszcze potrzeba, to mądry, stary przywódca, taki jak ty... . Gdy mówiły, w żyłkach Starożytnego Kamienia jaśniała mądrość wieków, a jego czysta bici lśniła w słońcu.

- Ależ Wielki Przywódca już obalił Królestwo Tego Świata -odparł spokojnie Starożytny Kamień. - To się wydarzyło, kiedy byłem jeszcze młodym kawałkiem marmuru i leżałem sobie przy drodze do Jerozolimy. Byłem tam i mogłem zobaczyć, jak wjeżdża przez miejską bramę.

- Czy chcesz powiedzieć, że Wielki Przywódca wjechał do Jerozolimy na bojowym rumaku i rozbił ludzką potęgę na kawałki? — zawołał kamień z bruku.

- Nie - odpowiedział Starożytny Kamień. - Wjechał do miasta na osiołku i pozwolił, żeby to Jego pobito

- Pozwolił, żeby Go pobito! - Kamienie kołysały się przez chwilę ze zdumienia. -Ależ to nie ma sensu!

- To ma duchowy sens - powiedział Starożytny Kamień. -Bo widzicie, On przybył, aby założyć Królestwo Miłości; a tego nie dokona się żadna bronią. Nie, On wiedział, że jedyny sposób, by to zrobić, to pozwolić ludziom zranić Jego ciało i przelać Jego krew.

Po tych słowach nastąpiła długa cisza. Pod pokruszoną powierzchnią gorzki gniew kamieni topniał.

- Chciałbym usłyszeć więcej o tym Królu i Jego Królestwie Miłości - powiedział wreszcie kamień brukowy.

- Tak sobie właśnie pomyślałam, czy On wspominał coś o kamieniach? - dodała z nadzieją w głosie płyta chodnikowa. Starożytny Kamień zaczął migotać.

- Ciekawe, że o to zapytałaś. Tego dnia, kiedy wjeżdżał do Jerozolimy, dostojnicy ze świątyni próbowali Go nakłonić, żeby uciszył swoich wyznawców. Ale On odwrócił się i powiedział, że nawet jeśli ludzie przestaną wołać, kamienie będą krzyczały.

- Coś takiego! Tak powiedział! O nas! - Trzy kamienie omal nie popękały z wrażenia.

- To były Jego słowa - odparł Starożytny Kamień.

- Wspaniale! Co prawda nie było nas tam wtedy - powiedział kamień z bruku. -Ale możemy przyłączyć się teraz!

I tak też zrobiły Wołały radośnie: „Hosanna! Hosanna! Hosanna!".

A potem wszyscy mogli usłyszeć odgłos potężny jak grzmot, bo wszystkie kamienic z wysypiska przyłączyły się do okrzyku." /autor nn/


Hosanna Królowi Dawidowemu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Bunia - 2008-03-16 21:15:23

"Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?"

Czytamy dziś w psalmie 22 i w Ewangelii wg. św. Mateusza.

Bo tak jak Jezus na Krzyżu i my często zadajemy sobie to pytanie.

Boże dlaczego coś nam w życiu nie wychodzi, dlaczego choroba, kogoś bliskiego, śmierć kogoś, kto jeszcze młody i powinien pożyć, dlaczego niezdany egzamin, nieporozumienia w rodzinie, dlaczego problemy w pracy, dlaczego ból, samotność, cierpienie, dlaczego inni nas ranią, dlaczego?
Dlaczego jest tak a nie inaczej? Przecież nie chcemy niczego złego, chcemy być przecież szczęśliwi i promieniować tym szczęściem na innych. Boże dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego cierpię?

  I taka mi się myśl nasunęła, że Pan Bóg przygotował dla każdego z nas -  plan zbawienia, dla każdego inny, często niezrozumiały.
To wielka niezrozumiała tajemnica.
Bo to, co wydaje nam się niby złe może zostać przemienione w dobro,
Bo bez cierpienia nie zrozumiemy szczęścia,
bez cierpienia nie zrozumiemy drugiego cierpiącego człowieka,
bez cierpienia nie dostrzeżemy, co jest w życiu najistotniejsze',
to ono bardzo często otwiera nam oczy.




Tylko wtedy gdy pokornie przyjmiemy drogę, którą wyznaczył nam Bóg, – osiągniemy szczęście- szczęście wieczne.



Ty Boże nigdy nie opuszczasz,
Ty zawsze jesteś ze mną,
Nie rozumiem Panie,
Ale ufam i jestem pewien, że Ty wiesz, co jest dla mnie w danej chwili najważniejsze,
Naucz mnie pokornie - jak Jezus - przyjmować wszystko to, co dla mnie przygotowałeś.



„Bo wszystko ma swój czas i na wszystko została wyznaczona godzina” Księga Koheleta 3,1

xpacifer - 2008-03-17 08:45:01

A oto film o nadziei.....

http://www.godtube.com/view_video.php?v … tegory=mvd


Pan nasz żyje!!!

Calineczka - 2008-03-18 08:28:30




Zacznij od Zmartwychwstania
Wtedy nawet krzyż ucieszy

ks. J. Twardowski

Calineczka - 2009-02-28 08:18:26

"Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!" (Mk 1,15).


*
Na proch zetrzyj serce moje, Panie,
Na pył, niczym popiół szary;
Niech się we łzach przed Tobą ukorzę
I grzech obmyję, co Ciebie rani…

Przed Twoim Obliczem,
Któż jest bowiem bez winy?
Przed Twoją Sprawiedliwością,
Któż się z nas ostoi?


Jak Maria Magdalena już cała we łzach tonę,
I serce moje przed Tobą rozrywam:
Balsamem ofiarnym Twe stopy namaszczam;
Pocałunkiem Miłości Ciebie zdobywam…

Tylko w Sercu Twoim
Jest moje ocalenie
I w Twoich Świętych Ranach
Moje uzdrowienie.

Niech Święty Krzyż Światłem dla mnie będzie,
Znakiem Twej  Miłości i Twej Świętej Męki;
Bym wchodząc w Nią, w Niej się zanurzała;
I z Tobą dzieliła wszystkie Twe udręki ….

Sztandarem nade mną,
Panie, Miłość Twoja:
Naznaczona Krzyżem,
Aż do Nieba wyniesiona!


Niewidoczna dla innych, Tobie tylko znana,
W Ogrodzie Oliwnym serca mego, Panie,
Niech będzie miłość moja, jak wonna ofiara:
I moje dla Ciebie umieranie…

O Poranku Zmartwychwstania
Odnajdziesz  mnie, Panie,
I na przekór śmierci
Do życia powstanę!


Calineczka - 2009-03-04 19:03:30

Z Ewangelii św. Jana:

"To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem.
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich."



- Jak ci się zdaje, jacy ludzie mnie szukają? Ludzie weseli i szczęśliwi nie pamiętają o mnie, nie potrzebują mnie, ani nie pragną mnie widzieć na swych zebraniach gwarnych i szaleńczych, bo ja im psuje zabawę...Wówczas, gdy są szczęśliwi, ja jestem zbyteczny. Lecz trzymają mnie w rezerwie, aby gdy przyjdzie cierpienie...
- Ależ nie maja prawa, Panie - zaprotestowałem gwałtownie.
- Zamilknij. I nie oskarżaj. Bo ty jesteś taki sam. Wszyscy jesteście tacy sami. Trzymacie mnie w rezerwacie na dzień waszego cierpienia; na moment, gdy cos w życiu przyniesie wam udrękę. Mówisz, ze nie maja prawa. Ale tak mówi się językiem sądów i kodeksów. A ja jestem Miłością. Miłością nieskończoną, która daje wam możność postępować ze mną wbrew prawu. Ponieważ kocham was nieskończenie. Rozumiesz?
- Nie, nie rozumiesz, aczkolwiek starasz się zrozumieć. I w Ewangelii to czytałeś (....), że szukają mnie ludzie, których dręczą jakieś problemy lub zmartwienia; którzy z jakiegoś powodu mnie potrzebują.
- Ale to Cię pomniejsza, Panie. To Cie poniża.
- Nie używaj języka prawniczego i sadowego, bo wtedy jesteś zgubiony;
Spójrz na mnie połamanego i roztrzaskanego, mów językiem miłości, a wtedy zaczniesz rozumieć. Moja radością jest to, ze mnie potrzebują. Moim przeznaczeniem jest leczyć ból.
- (...) A cóż ja, który dźwigam wszystkie cierpienia wszystkich ludzi, wszystkich ras, we wszystkich momentach historii?
Dostrzeżone wszystkie i skumulowane wszystkie w jednej chwili wieczności ciążą na mnie jednocześnie. Od pierwszego cierpienia Adama i łez Ewy... aż do ostatniego jęku ostatniego mieszkańca, który zapłacze na ziemi.
- Jak możesz to wytrzymać, Panie?
- Bo kocham. Lecz oto widzisz konsekwencje tego: spójrz na mnie. Ukrzyżowany na Kalwarii. A teraz... bez twarzy, okaleczony, bez jednego ramienia i z noga uciętą w połowie. Ty mnie nazywasz "Mój Chrystus Połamany". Zgoda. Połamany przez wszystkie cierpienia, udręki, zmartwienia wszystkich ludzi. Jeżeli będziesz bardzo zdrowy i nic cię nie będzie bolało, ani nie będziesz chrześcijaninem, ani nie będziesz mój. Ja przyciągam jak magnes, (...) wszystkie cierpienia ludzkie. Ci, którzy są moi, maja udział w tej mojej właściwości. O ile zaczniesz upodabniać się do Chrystusa, zaczną cię szukać, otaczać, oblegać. łamać cierpienia ludzi. I staniesz się maleńkim połamanym Chrystusem; ty sam dla twoich braci - i przez nich.

Fragment książki Ramona Cue Romano S.I. pt. "Mój Chrystus Połamany"



***



Dzisiaj wiem Panie...

że Jesteś

DOSKONAŁY

bo nie bałeś się być

Słaby

Udręczony i Połamany

Nieśmiertelny i Wieczny -

NIESKOŃCZONY

z Miłości umierający

dla Twej Miłości

Największej:

CZŁOWIEKA


I stałeś się:


MIŁOŚCIĄ

ZBAWIENIEM

POKOJEM

dla tych najmniejszych

którym brakuje:

miłości

wolności

pokoju -


dla mnie ...


Dziękuję.




marta - 2009-03-05 12:21:59

http://www.franciszkanie.net/multimedia … ki_post/1/

Calineczka - 2009-03-13 14:12:33

Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, ażeby twój post był widziany nie przez ludzi, lecz przez Ojca twojego, który jest tam, w ukryciu, i który widzi to, co ukryte. On to da ci zapłatę. (Mt 6,17-18)

Niech twoja jałmużna pozostanie w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi także to, co ukryte, nagrodzi cię za nią. (Mt 6,4)

Ty zaś, gdy będziesz się modlił, wejdź do swego mieszkania, zamknij za sobą drzwi i módl się do Ojca twego, który jest tam, w skrytości. A Ojciec twój, który widzi także i to, co ukryte, odpłaci ci za to.( Mt 6,6)


****



W Środę Popielcową rano przy klasztorze ojców franciszkanów spotkali się: Post, Modlitwa i Jałmużna.
  - Wybieram się do Nieba - zaczął Post. - Myślę, że góra trzy dni i znajdę się tam.
  - Trzy dni! Też mi coś - prychnęła Jałmużna. - Ja zasłużę na Niebo w dwa dni!
  Modlitwa nic nie powiedziała, ale w duchu była przekonana, że już jutro będzie w Niebie.
  I tak, w Środę Popielcową pod klasztorem ojców franciszkanów Post, Modlitwa i Jałmużna postanowili jak najszybciej zasłużyć na Niebo.

  Tego dnia Post miał ułatwione zadanie. Ściśle przestrzegał tradycji. Środa Popielcowa - trzy posiłki, jeden tylko do syta, zero mięsa. Niewielkie śniadanie zjadł już wcześniej. Natomiast na obiad była pyszna smażona ryba z ziemniakami i surówką. Najadł się, ale raz w ciągu dnia było mu wolno. Potem poszedł do sklepu po zakupy. Kupił słodki serek i rybkę wędzoną. A potem jeszcze zauważył nowy gatunek sera i też go kupił. To wszystko zjadł na kolację, pamiętając jednak, aby nie najeść się do syta.


  Niestety, w czwartek rano nic się nie zmieniło. Post nie znalazł się w Niebie. Przy kubku kakao i bułce z marmoladą zastanawiał się, z czego by tu zrezygnować. Postanowił... nie jeść słodyczy. Schował głęboko do szafy torebkę z cukierkami i pudełko z ciastkami. Szafę zamknął na klucz.
  - Mam to z głowy - powiedział, zadowolony z własnej zaradności.
  Przez cały dzień nie zjadł nic słodkiego, nawet herbaty nie posłodził. To dopiero był post!
  - Jutro będę w niebie - rozmyślał w czasie kolacji, zajadając pieczoną nóżkę z kurczaka.
  Jednak to nie pomogło. W piątek obudził się we własnym łóżku.
  - A może by tak spróbować radykalnie? - zastanawiał się. - Tylko woda!
  Piątek był dla niego bardzo ciężkim dniem. Post chodził rozdrażniony. Pokłócił się z sąsiadem, nawymyślał sprzedawczyni, pogonił bawiące się pod jego oknem dzieci. Ale wytrzymał cały dzień bez jedzenia.
  W sobotę rano nie mógł się obudzić. Czuł się źle, a to znaczyło, że na pewno nie był w Niebie. Jeżeli tak radykalny post nie pomógł, to co jeszcze mógł zrobić?

*



  Kiedy w Środę Popielcową Post poszedł do domu, Jałmużna udała się do banku. Miała trochę oszczędności. Postanowiła część z nich wydać.
  - Chciałam przelać pewną sumę na konto Urzędu Miasta - powiedziała przy okienku bankowym. - Żeby wszystkim nam żyło się lepiej - dodała z uśmiechem. - Tylko proszę zaznaczyć, że to ode mnie.
  Podpisała, co trzeba było podpisać i poszła do domu - przekonana, że w czwartek rano będzie w Niebie. Była przecież taka hojna!
  Myliła się jednak. W czwartek nadal znajdowała się na Ziemi.
  Trzeba było działać dalej. Wyjęła pieniądze z kuferka, odliczyła kilka banknotów i wyszła z domu.
  - Pani kochana, da pani na chleb - usłyszała głos staruszki-żebraczki. Nawet nie spojrzała. Minęła ją szybko i poszła do szkoły.
  - Tutaj są pieniądze na obiady dla biednych dzieci - powiedziała w sekretariacie.
  Pani sekretarka z wdzięcznością podziękowała za dar. A Jałmużna stała dalej, jakby na coś czekała.
  - Słucham? - spytała uprzejmie sekretarka. - Czymś jeszcze mogę służyć?
  - Oczywiście! - oburzyła się Jałmużna. - Niech pani zapisze w księdze ofiarodawców, że te pieniądze pochodzą ode mnie! Wszystko musi być zapisane. Inaczej, kto mi uwierzy, że je dałam.
  Jałmużna jeszcze przypilnowała, czy sekretarka wszystko dobrze zapisała, a potem poszła do domu.
  W piątek rano Jałmużnę oślepił blask światła.
  - Niebo... - wyszeptała, mrużąc oczy.
  Jakże była zła, gdy okazało się, że to tylko wiosenne słońce.
  - Jak to możliwe! - złościła się. - Tyle pieniędzy i nic?!
  Zdenerwowana usiadła przy biurku. Wyjęła książeczkę czekową i zaczęła pisać: jeden czek na schronisko dla zwierząt, drugi dla Kościoła, trzeci dla szpitala. Wypisała dziesięć czeków. Potem osobiście zaniosła je w odpowiednie miejsca, wszędzie wpisując się w księgę ofiarodawców. Tyle pieniędzy jeszcze nigdy nie rozdała.
  Sobotni poranek był jedną z najgorszych chwil w życiu Jałmużny. ...Ciągle nie osiągnęła Nieba.

*



  A co działo się w tym czasie z Modlitwą? Jak ona chciała zasłużyć na Niebo?
  Zaraz po środowym spotkaniu z Postem i Jałmużną Modlitwa poszła do kościoła. Wyjęła różaniec, książeczkę do nabożeństwa, uklękła i zaczęła się modlić:
  - Panie Boże, weź mnie do Nieba. Zobacz, ile czasu spędzam w kościele. Zobacz, jak długo klęczę. Weź mnie pierwszą. To ja bardziej zasługuję na Niebo niż Post i Jałmużna.
  Modlitwa klęczała tak cały dzień. Jak bolały ją kolana, siadała na chwilę w ławce, a potem znowu - na kolana.
  Wieczorem wróciła do domu. Przebrała się odświętnie. W Niebie chciała wyglądać jak najlepiej.
  W czwartek rano Modlitwa spojrzała na wygniecioną suknię. Już wiedziała - nie zasłużyła na Niebo. Pewnie za mało się modliła.
  Tym razem poszła do katedry. "To takie dostojne miejsce. Może tutaj Bóg mnie wysłucha." Uklękła w pierwszej ławce, jak najbliżej ołtarza i mówiła:
  - Boże, czemu nie zabrałeś mnie do Nieba? Tyle czasu się modliłam. Tak Ciebie prosiłam. Zobacz, ludzie tutaj wpadają tylko na pięć minut i zaraz wychodzą, a ja klęczę tyle godzin.
  Rzeczywiście, wiele osób zaglądało do katedry na krótką chwilę. Czasami tylko przyklęknęli, szepnęli "dziękuję" i szli dalej. A Modlitwa wytrwale klęczała. Zdrzemnęła się tylko na moment, bo była już zmęczona, ale ciągle trwała.
  Niewiarygodne, ale i takie poświęcenie nie pomogło. W piątek Modlitwa obudziła się nie w Niebie, a u siebie w domu.
  "Teraz Ci pokażę" - pomyślała. - "W piątek mam tyle możliwości..."
  Rano Modlitwa obeszła wszystkie kościoły w mieście. W każdym z nich modliła się pół godziny. Po obiedzie poszła do franciszkanów na drogę krzyżową dla dzieci. Potem na drogę krzyżową dla dorosłych do redemptorystów i jeszcze zdążyła na mszę wieczorną w katedrze. W domu wyczerpana położyła się spać.
  Kiedy w sobotę rano znowu obudziła się w swoim łóżku, zrezygnowana poszła pod franciszkański klasztor. Zastała tam zniecierpliwioną Jałmużnę, a zaraz po niej przywlókł się wycieńczony Post.
  - Oddałam tyle pieniędzy! - krzyczała Jałmużna. - I nic!
  - Modliłam się trzy dni, prawie bez przerwy - żaliła się Modlitwa.
  Post nie był w stanie nic powiedzieć. Zmęczony usiadł na ławce.
  Kiedy tak krzyczały i żaliły się na przemian, zobaczyły postać, idącą do nich po górę. Nie znały jej, ale ona wyraźnie wiedziała, kim są.
  - Jestem Miłość - przedstawiła się postać. - Przysłał mnie Bóg.
  Modlitwa i Jałmużna podeszły bliżej. Nawet Post wstał z ławki.
  - To przekaż Mu - zaczęła Jałmużna - że mamy tego wszystkiego dosyć!
  - Sami Mu powiecie. - Uśmiechnęła się Miłość. - Jak tylko znajdziecie się w Niebie.
  - O nie! - krzyknęła Modlitwa. - Mam dosyć klęczenia!
  - Ależ kochani - mówiła Miłość. - Teraz już będzie inaczej. Do tej pory zabrakło wam jednego. Zabrakło wam Miłości. Beze mnie nie można dostać się do Nieba.
  - Jak dawać pieniądze - Miłość zwróciła się w stronę Jałmużny - to z miłością i bezinteresownie.
  - Jak pościć - ciągnęła - to z miłością i radośnie.
  - Jak modlić się...
  - Tak, wiem - wyszeptała Modlitwa. - Z miłością i nie na pokaz.
  Do Niedzieli Palmowej zostało jeszcze wiele dni. Post, Modlitwa i Jałmużna mieli dużo czasu, aby się zmienić. Pomogła im Miłość. Razem zdobyli Niebo.

Katarzyna Budyś
www.alterna.vel.pl/



" Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń" (Oz 6, 6).



Calineczka - 2009-03-15 14:30:58


Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.
Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę,
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce,
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.
Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki,
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.
Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze,
słodsze od miodu płynącego z plastra.

(Ps 19,8-11)


Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.




Panie, nasze ludzkie  słowa tak często przemawiają tylko czarownym brzmieniem wyrazów, które nie zmieniając się w czyn pozostawiają po sobie tylko jałową pustkę, ból i rozczarowanie… Usprawiedliwiamy  siebie … sobie samym  i innym, ze po prostu zmieniły się okoliczności; że to inni zawiedli; że czas już nie ten; ze nie dajemy sobie rady, bo brakuje czasu;  że mamy dosyć wszystkiego; że przecież my tylko żartowaliśmy…. I to wszystko o czym z takim zapałem kiedyś mówiliśmy, to co wcześniej obiecywaliśmy sobie bądź innym, teraz staje się tylko snem, który przeminął wraz ze świtem poranka. Jak trawa, która uschła i jak kwiat, który zwiądł nasze słowa Panie ….

Nasze słowa …ludzkie słowa…  małe i tak naprawdę nic nie znaczące słówka rzucane na wiatr, ulotne, niestałe i bez znaczenia…. Nasze słowa, które tak często dzielą; słowa, które ranią; słowa, które zniechęcają; słowa, które zniewalają i manipulują; słowa , które osądzają; słowa , które zabijają i niosą śmierć …bo są obrzydliwym kłamstwem! Niesprawiedliwe, często nadużywane, bez pokrycia, lekkomyślne… wypowiadane z ukrytym zamiarem zysku… Niestety, zapominamy, ze  kiedyś przyjdzie i nam rozliczyć się z tych słów i zapłacić za nie rachunek…. Słony rachunek za niewypełnienie zobowiązań i obietnic, rachunek za wprowadzanie innych  w błąd, za zadany ból; rachunek za bezkarne nadużywanie słowa ….

Boże…
Jakże nędzne i biedne są nasze słowa, gdy brakuje Ciebie -
słowa ludzi, słowa grzeszników...
Jakże wtedy są puste i bezwartościowe słowa wypowiedziane i te niewypowiedziane,
a pominięte nieczułym i zimnym milczeniem…
Słowa,
które umarły, zanim powstały do życia….



Inaczej ma się sprawa, Panie z Twoim Słowem. Jest ono wieczne i nieprzemijające. Poparte prawdą, jaśniejące niegasnącym blaskiem Twojej Wierności. Twoje Słowo powołuje do Życia, wskrzesza  i daje wzrost. Dzięki Niemu Miłość sama się odnajduje i łączy na wieki, a to co niemożliwe staje się możliwym. Twoje Słowo ogarnia wszystko i może wszystkiego udzielić; Swoją Mądrością i Mocą  poucza, jednoczy, buduje. W twórczym dziele staje się bytem Piękna i Miłości. Jest Nadzieją, gdy brakuje nam sił. Jest  Pociechą, gdy jesteśmy smutni. Jest Radością, gdy  jesteśmy przygnębieni. Jest Światłem, gdy wokół panuje mrok. Jest Pokojem pośród niepokoju świata; wskazuje nam drogę, gdy  się gubimy. Jest Przebaczeniem, gdy wyznajemy swe winy; Jest Wolnością, która wyswobadza z pęt zniewolenia; Jest Siłą, która podnosi z upadku i Złotem wobec pisaku naszych słów...  Twoje Słowo przychodzi do nas w czas i pragnie mieszkać w naszym sercu, ozdabiać je i upiększać, nawet wtedy, gdy jesteśmy biedni - nie pogardza nami, choć jesteśmy żebrakami. Lecz biada nam, kiedy my Nim gardzimy, gdyż wtedy staje się dla nas wyrokiem!

Panie,

Dziękuję Ci i Wielbię Cię za Twoje Słowo,
które jest Słowem Życia.

Naucz mnie wierzyć w Nie szanować, kochać i wypełniać.

W Twoim Słowie objaw mi Swoją wolę i daj mi przez Nie zrozumienie.

Proszę, spraw, aby Jego ziarno padając na glebę mojego serca
wydawało owoc … 3o-krotny, 60-ktrotny, 100-krotny.

A moje nędzne ludzkie słowa
Twoją Mocą i Łaską przemieniaj w Miłość i Czyn!

I nie pozwól mi w śmiertelnym milczeniu zamykać słów,
które powinny być wypowiedziane…

Ty jesteś moim Bogiem.

Tobie chwała na wieki.

Amen.

 

Calineczka - 2009-03-24 18:42:00



"Rozpięty na ramionach   
Jak sokół na niebie.     
Chrystusie, Synu Boga,   
Spójrz proszę na ziemię..."


Jest lato. Południe. Skwar nie do wytrzymania. Gorączka pełni lata. Na rozstaju dróg stoi Krzyż. Drewniany. Stary. Zakurzony. Jakby zapomniany… Opuszczony…. Osamotniony … Powoli zbliża się do Niego człowiek kroczący jedną ze ścieżek… Samotny podróżnik, wyraźnie zmęczony wędrowaniem,  pochylony ku ziemi, jakby przygnieciony niewidzialnym ciężarem… Spragniony. Zatrzymuje się, wyczerpany ociera swoją twarz, spoconą, drżącą dłonią… Spogląda na Krzyż. Dostrzega UKRZYŻOWANEGO .... rozpiętego na KRZYŻU  tak, jakby chciał Swoimi Rramionami  objąć i ogarnać cały świat... aby przytulić go do Swego Serca... Wędrowiec bez słów prosi o pomoc przybitego do drzewa Boga…. A przecież ON .... widział go już wcześniej… bo z wysokości Krzyża dostrzegł go pierwszy….i czekał na niego! Tak bardzo chciał mu pomóc … Nie wiedział tylko, czy człowiek Mu na to pozwoli. Spojrzenie Jezusa i umęczonego pielgrzyma spotykają się i łączą w tajemniczej przestrzeni Sacrum. W milczeniu trwa rozmowa serc… Nagle strumień wody wypływa z boku Ukrzyżowanego  …i w tej samej chwili promień światła wprost z przebitego Serca Boga przeszył powietrze i spoczął w sercu człowieka …. Człowiek pozwolił sobie pomóc….


Panie, Ty, który królujesz z wysokości Krzyża … 
Króluj w moim sercu i uczyń moje serce podobnym Sercu Twojej Matki, Maryi – wsłuchanym w Twój glos i tylko Tobie oddanym...
Na Twoim Krzyżu składam, to co mnie przytłacza, ogranicza, napawa lękiem i jest ponad moje siły ….
Pragnę z Twojego Krzyża czerpać tę cudowna moc Miłości,
która pozwoliła Tobie oddać siebie Ojcu i umiłować do końca Swoich braci …
Niech Twoja Miłość wypływająca z Krzyża nieustannie napełnia mnie i przemienia.
W Twoim Sercu moja siła…
Amen.




http://www.youtube.com/watch?v=PT-uJbPt … re=related

Calineczka - 2009-03-31 14:32:08

W Duchu trudu Wielkopostnych Rekolekcji, taka refleksja mi sie zrodziła ... 



DUSZA LUDZKA 
jest jak zawiły labirynt,
na końcu którego znajduje się Tajemniczy Ogród,
w sercu którego rośnie piękny Kwiat:
Kwiat Tysiąca i Jednej Pieśni,
rozsiewający cudowną woń
i mieniący się tysiącem barw
w takt najpiękniejszej melodii -
melodii serca…


Jednak aby dotrzeć do tego Ogrodu,
trzeba przezwyciężyć panujący w labiryncie mrok,
oczyścić ściany z brudu i błota, które się nagromadziło,
po drodze usunąć wiele przeszkód,
a także ominąć wiele pułapek…


Potrzeba uwagi, ostrożności i samozaparcia
aby udrożnić i odbudować kręte, i zawalone korytarze;
aby odnaleźć właściwą drogę i nie dać się zwieść pozorom.


Dla zwykłego śmiertelnika
wydaje się być to nie do przebrnięcia
i rzeczywiście takie jest …


Mogłoby się również zdawać,
że Ogród ów nigdy  nie zostanie odnaleziony,
a Kwiat zostanie zarośnięty i zdominowany
przez rozpleniające się chwasty…


Mogłoby się wydawać,
ze Kwiat ów umrze z braku dostępu powietrza i światła,
że na zawsze  zostanie okrutnie unicestwiony przez panującą ciemność i chłód,
a wylęgłe się tam robactwo pożre go
nie zostawiając na nim ani jednego zielonego listka
i Kwiat nigdy już nie rozkwitnie,
nie zachwyci swoim nieziemskim pięknem…
ani odurzającym zapachem ….
ani  płatkami mieniącymi się wielorakimi barwami płatków….
ani kojącą nutą serca ….


I owszem, jest to jak najbardziej możliwe …

Jednakże bardzo wiele zależy od nas.
Bowiem jest Ktoś,
Komu wystarczy tylko otworzyć drzwi labiryntu naszej duszy,
i pozwolić przejść przez jego próg.
ON po drodze usunie wszystkie przeszkody,
oczyści z wszelkiego brudu, wytępi robactwo, wypleni chwasty….
i przez uporządokowany tunel
wpuści do Ogrodu świeży powiew wiatru
i strumienie życiodajnego światła …
Nie cofnie się, nie zwątpi, nie zrezygnuje,
aż osiągnie cel …
aż odnajdzie Kwiat Tysiąca i Jednej Pieśni, 
okopie go, nawodni i nawiezie, odżywi…

Jest taki KTOŚ …

Wystarczy tylko otworzyć Mu drzwi …

Zaprosić.

Reszta jest kwestią czasu …
.
.
.

Ale decyzja ... należy do NAS…

Calineczka - 2009-04-03 16:41:29

Wczoraj podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu …nasunął mi się obraz z przypowieści o Perle …  Trochę może odmienny  …. Ale mam nadzieję,  że "do herezji" się nie kwalifikuje … ;)


„Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli.
Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie.
Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.

Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. 
Gdy znalazł jedną drogocenną perłę,
poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.”


  Mt 13.44-46



Panie,
Czym zasłużył sobie człowiek
Iż w NIM ukryłeś Swój Obraz i podobieństwo
I uczyniłeś go drogocenniejszym
Nad wszystkie Twoje stworzenie ….

Z miłości do niego,
W Swoim Sercu na zawsze
Odcisnąłeś pieczęć jego jestestwa;
Przyjąłeś jego ciało,
Aby we wszystkim, oprócz grzechu,
Uczynić się podobnym jemu
I w pełni doświadczyć
Jego słabości, nędzy i cierpienia…

We wnętrzu jego ciała
Zbrukanego przez grzech,
Zaprzedanego złu,
Dostrzegłeś
Najcenniejszy Skarb-
Tę drogocenną PERŁĘ,
Którą u początku stworzenia,
W nieskalanej ludzkiej Postaci
Sam ukryłeś …

Odnalazłeś ją, obmyłeś i wykupiłeś
Sprzedając WSZYSTKO:
Samego Siebie
Za cenę bardzo niską,
Bo tylko 30 srebrników…

I snem śmierci zasnąłeś
Przywalony ogromnym kamieniem
W wielkiej radości zwycięstwa
Z posiadania SKARBU
                                      Największego
                                                                              Bezcennego
Nad wszystko umiłowanego:

CZŁOWIEKA.

.
.
.

Panie…?


Calineczka - 2010-02-17 20:16:53

Środa Popielcowa 2010


O Panie i Władco mojego życia!
Usuń ode mnie ducha próżniactwa,
zniechęcenia, żądzy władzy i pustosłowia.
Daj natomiast swojemu słudze
ducha niewinności, pokory,
cierpliwości i miłości.
Tak, o Panie i Królu, spraw bym widział
moje grzechy i nie osądzał mojego brata,
albowiem Błogosławiony jesteś na wieki wieków.
Amen
.


(Modlitwa wielkopostna św. Efrema Syryjczyka)



marta - 2010-02-18 10:14:27

http://www.7bez.pl/index.php?D=27

Calineczka - 2010-02-21 12:32:10



Prawdziwa Miłość nie uznaje półśrodków,
lecz domaga się zaangażowania całym sobą – sercem i ciałem;
określenia się i dokonania wyboru: do kogo należeć chcemy, komu powierzamy swoje życie...
i Kto jest naszym Panem!

W chwilach zwątpienia, w pokusach i cierpieniu…
W bezsilności, smutku, głodzie i pragnieniu…
Twoje Imię wybawia, ocala mnie!
Twoje Imię zwycięża i umacnia mnie!
Uderzeniem serca, pieśnią przez usta moje
Wzywane z wiarą, otwiera Serca Twego podwoje -

Święte Twoje Imię

>>Jezus!<<


http://www.youtube.com/watch?v=VhKijeBocJU

:)

Calineczka - 2010-02-22 12:24:52



http://www.youtube.com/watch?v=SPye06pa … re=related

http://www.youtube.com/watch?v=SF8rJFdi … re=related

:)

http://www.youtube.com/watch?v=9BLrO2FK … re=related

:)

Calineczka - 2010-02-24 15:31:05

>> To prawda, że Szymon z Cyreny nie chciał nieść krzyża.
Został do tego przymuszony, gdy wracał z pola.

"Jak dlugo trwał ten przymus?
Jak długo tak szedł obok, zaznaczając,
że nic go nie łaczy ze Skazańcem,
z Jego winą i z Jego karierą?
Jak długo tak szedł,
wewnętrznie oddzielony ścianą obojętnosci
dla Czlowieka, który cierpi?
Byłem nagi,
byłem spragniony,
byłem więźniem;
dźwigałem krzyż (...),
czy wziąłeś go ze Mną,
czy naprawdę do końca wziąłeś go ze Mną?"

Pomyślmy o tym teraz wszyscy przez chwilę.
Myślmy o tym jak najczęściej. <<




http://www.youtube.com/watch?v=vMImG1TeyAw

:)

Calineczka - 2010-03-09 14:19:03



http://www.youtube.com/watch?v=Izb6lW6q … re=related

Calineczka - 2010-03-24 07:08:40

"Zatrzymaj sie na chwilę i pomyśl, po co żyjesz ..."

http://www.youtube.com/watch?v=U6yRwpT7 … _embedded#

Calineczka - 2010-03-26 07:24:29

Oby św. Dobry Łotr dawał wiarę w to, że na nawrócenie nigdy nie jest za późno…! 


http://www.youtube.com/watch?v=Qchwm8yy … re=related 

Agunia - 2010-03-27 20:55:31

Jeżeli krzyż nie umie obudzić w nas miłaści Bożej, to już nic w nas tej miłości nie obudzi.

Calineczka - 2011-03-09 15:45:44



„Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty!
Nawróćcie się do PANA, waszego Boga!”
Księga Joela 2, 13ab


*
Jak dobrze zacząć Wielki Post?


I znowu pracowita loretanka
zadała mi trudną krzyżówkę:
Jak dobrze zacząć Wielki Post?

Lubię czas Wielkiego Postu
dlatego, że jest fioletowy,
wyciszony, pełen zadumy,
refleksji, pytań…

Ale to trudny czas. Dlaczego?
Czy dlatego, że nie wolno jeść mięsa?
Nie, to bardzo łatwe.
Wolę pstrąga niż schabowego.

Pościć to znaczy spróbować,
czy umiem sobie odmówić czegoś,
co bardzo lubię. Nie umiem!
Trzeba więc ćwiczyć.
W języku Kościoła to ćwiczenie
nazywa się ascezą.
Już wiem, że myślisz o tych
ascetach, którzy wyniszczają swoje ciało
aż do anoreksji. Uchowaj Boże!
Prawdziwą ascezę umieją uprawiać
ludzie mądrzy,
tacy, co potrafią myśleć.

Żeby myśleć, trzeba się wyciszyć.
Zawodowi asceci odchodzą na pustynię.
Nie po to, by uciekać od ludzi,
ale po to, żeby usłyszeć ciszę.
Jak to – usłyszeć ciszę?
Bo gdy człowiek milczy,
to apetyt rośnie – wilczy – na myślenie.
Trzeba być odważnym,
aby wyjść na pustynię.
Tam jest cisza, słońce, piasek i ja.

I znów.
Nie będę Ci mówił o zawodowych pustelnikach –
uczonych i świętych.
Znam współczesnych pustelników
i ascetów, też wielkich i świętych.
Popatrz na ludzi w uniwersyteckich czytelniach,
w laboratoriach, w pracowniach naukowych.
Tam jest cisza pustyni,
gdzie aż słychać myślenie.

Zobacz sportowców, którzy uprawiają
ascezę z takim zaparciem
i wyrzeczeniem się wszystkiego.
Zobacz muzyków, którzy od najmłodszych lat
ćwiczą jak asceci, tracąc dzieciństwo,
młodość, aby kiedyś zadziwić świat
swoim sukcesem.

O, jak bardzo trzeba ćwiczyć,
aby zwyciężyć samego siebie,
aby stać się człowiekiem charakteru.
Powiesz mi, to nie dla mnie,
to tylko dla orłów.
Masz rację, ale nie sądzę,
abyś chciał(a) być… ptactwem domowym.
No, nie chcę. Ale jak to zrobić?
Trzeba zacząć ćwiczyć!

Ja też jestem zwykłym parafianinem.
Podziwiam, jak mądrą matką
i nauczycielką jest Kościół.
Od dzieciństwa uczy mnie ćwiczyć,
abym był coraz mądrzejszy i lepszy.
W ciszy Wielkiego Postu
trzeba się więcej modlić.

I znów wracam do pustyni.
Zrób sobie takie dziesięć minut
w ciągu dnia na Twoją modlitwę.
Pacierz to za mało.
Przeczytaj, posłuchaj,
co do Ciebie mówi Bóg.
Wtedy zrodzi się Twoja najpiękniejsza modlitwa.
Tylko wielcy, a prości jak dziecko,
potrafią się modlić.
Ludzie dzicy się nie modlą,
dlatego mówią i robią tyle głupstw.

Przejdź sobie kiedyś, ale sam,
Drogę krzyżową.
Przy którejś stacji spotkasz siebie.
Może się przerazisz,
że jesteś Judaszem, Piłatem, Łotrem,
a może się ucieszysz,
że jesteś Szymonem, Weroniką,
setnikiem, który wyzna:
On naprawdę był Synem Bożym!
Lubię Drogi krzyżowe.
Zawsze się dobrze kończą,
bo spod krzyża widać zmartwychwstanie,
widać lepszy, nowy świat.
Tylko nie zapomnij,
weź Matkę Bożą – jak Jan,
pod swoją opiekę. (...)

(Ksiądz Tymoteusz)

Pełen tekst rozważania na:
http://www.rozaniec.eu/index.php?m=Rosa … rsa_id=524


:)


Calineczka - 2012-02-26 20:02:29

Kiedy modliłeś się w Ogrójcu Boże, nie było przy Tobie tłumów.Nie było rzesz, które otaczały Cię na równinie Genezaret. Nie było ludzi, którzy razem z Tobą pili wino w Kanie Galilejskiej. Nie było ludzi, którzy razem z Tobą jedli chleb na łące rozmnożenia. Nie było ludzi, którzy słuchali kazania na górze. Nie było twoich sympatyków ani Twoich wrogów. Jedni pozamykali się w domach, inni ukryli się w cieniu świątyni. Nawet najwierniejsi spali. Pozostałeś sam na sam z ziemią, na której siedziałeś ze świerszczami, których cykania musiałeś wysłuchiwać i z kielichem, który musiałeś wypić. Ale nie tylko tamci Cię opuścili. Zrobiłem to także ja...  Odszedłem od Ciebie już wcześniej. Zostawiłem Cię, ponieważ się boję. Boję się arcykapłanów i faryzeuszów, boję się samego siebie. Boję się być dobrym człowiekiem. Boże. Boję się otrzeć łzę z oczu małego dziecka i spojrzeć na wyciągniętą dłoń żebraka. I dlatego siedzę w cieniu świątyni, pomimo, że ten cień nie usprawiedliwia mojego życia. Przechodzą nad wszystkich do porządku dziennego. Ten stan nie martwi mnie i to jest najgorsze. Boże. Chodzę w ciągu dnia obojętny. Wmawiam sobie ciągle, że szukam, chociaż nie wiem czego. błądzę, ale nie wiem po co? Chciałbym przyjść do ciebie w nocy, aby zapytać skąd wieje wiatr. Chciałbym narodzić się powtórnie i zrozumieć co to znaczy. Boże, spójrz na nie- człowieka małego formatu. Nie pozwól mi odejść tam, gdzie jest ciemno. Nie pozwól mi tułać się w portyku Salomona, abym nie uciekł, gdy straż świątyni skieruje się w moją stronę. Dodaj mi odwagi, abym trwał przy Tobie do końca.Ty, który morze uciszyłeś i sprawiłeś, że chromy nosił swoje łoże, a ślepy zobaczył drzewa - połóż na mnie swoją rękę i tchnij Ducha prawdy. Przecież mówiłeś do swoich uczniów: "prawda was wyzwoli". uczyń mnie wolnym człowiekiem. Wolnym od siebie samego, wolnym od swojego egoizmu i strachu. Wolnym od swoich przyzwyczajeń i nałogów. Uczyń mnie swoim człowiekiem - silnym i sprawnym. Bym już więcej nie chował się w świątyni i nie spał w Ogrodzie Oliwnym. Bym śmiało wszedł do Lithostrotos i wyręczył Cyrenejczyka. Bym wyciągnął pomocną dłoń do Magdaleny i radował się dobrym łotrem. Bym schylił głowę nad Jordanem i nie mógł rozwiązać rzemyka u Twoich sandałów. Boże spraw, abym nie utonął z wyciągniętą ręką w wodach jeziora Genezaret. Spraw, abym wreszcie zaczął płakać nie nad tobą, ale nad sobą i swoimi synami, Boże.

(Ks. Andrzej Bosowski, Modlitwa Nikodema XX wieku)

http://www.youtube.com/watch?v=OS4DqdSKUI8

Calineczka - 2012-03-03 21:04:04

Pocałunek...

A jeden z dwunastu, imieniem Judasz, szedł na czele kohorty i zbliżył się do Jezusa, aby Go ucałować. Było wtedy ciemno, bo niektórzy trzymali pochodnie. W jakiej dziwnej scenerii dokonało się pojmanie Jezusa. Z jednej strony Nauczyciel z grupką swoich uczniów, z drugiej strony milczący tłum ściskający pochodnie i kije. Musiało być wtedy bardzo cicho. Słychać  było pewnie tylko kroki Judasza, chrzęst jego sandałów, trzask pochodni i tamowane oddechy stojących dokoła ludzi. Upiorne twarze najemników przy migającym świetle patrzyły tylko: kogo pocałuje. Potem wszystko było już dziecinną igraszką. I stało się. Na twarzy Chrystusa złożyłeś Judaszu pocałunek, który nie był wyrazem miłości. Opuściłeś może wtedy oczy, odszedłeś na bok, aby niczego nie widzieć. A potem kiedy Mistrza wyprowadzono z ogrodu, usiadłeś na tym samym kamieniu, przy którym On się modlił. Jakże blisko od świętości leży nędza. Być może patrzyłeś wtedy w gwieździste niebo, ale do ciebie anioł pocieszenia nie przyszedł. Biedny Judaszu, imię twoje przylgnęło do wszystkich zdrajców, a przecież byłeś jednym z Jego uczniów. Patrzyłeś w jego oczy, słuchałeś jego nauki, dotykałeś jego rąk i głowy. Ciebie wybrał Chrystus i przeznaczył do głoszenia miłości. Ty miałeś zwalczać chciwość. Ty miałeś być sztandarem uczciwości. Judaszu, nie wiemy nawet, jakie miałeś oczy i czy miałeś kędzierzawe włosy. Nie wiemy, ile miałeś lat. Nie byłeś złym człowiekiem, skoro odniosłeś srebrniki. Tomasz był niewierny, a ty byłeś niecierpliwy. W swojej gorliwości chciałeś przyspieszyć nadejście Królestwa Bożego. Nazywają cię oszustem, a zostałeś „patronem zagubionych” Judaszu, „właścicielu” pola Hakeldmana, świecąca pochodnio gniewu. Wszystko dokładnie obliczyłeś, ale nie przewidziałeś jednego. Nie przewidziałeś, że Chrystus ci przebaczy i nie mogłeś znieść siły tego przebaczenia. Wolałbyś pewnie otrzymać karę. Zresztą jakkolwiek było, historia włożyła na twoje barki brzemię niewdzięczności. I poniosłeś je tylko do najbliższego drzewa. Judaszu, patronie umierającej nadziei. Pobiegłeś zaraz do arcykapłanów, aby dowiedzieć się co się Mistrzowi stanie. Nie jadłeś w tym dniu posiłku, nie miałeś ochoty rozmawiać ze znajomymi, nie cieszyło  cię nawet niebieskie niebo i gorące słońce. Nie słyszałeś śpiewu ptaków i nie zwróciłeś uwagi na kąpiącego się chłopca w potoku Cedron. Judaszu, odchodzący w ciemną noc. Straciłeś cenny skarb, perłę zakopaną w roli, a zyskałeś tylko niepokój. Czyli straciłeś wszystko. Judaszu, który jesteś  moim bratem. Upadłeś pod ciężarem samego siebie. Uderzyłeś głową o kamień, aby zapomnieć, ale myśli wracały z jeszcze większą natarczywością. Zrobiłeś wszystko, aby zmienić bieg rzeczy. Zrób jedno, uwierz w ogrom miłosierdzia Bożego.

(Ks. Andrzej Bosowski, Pocałunek)




http://www.youtube.com/watch?v=OS4DqdSKUI8

Calineczka - 2012-03-10 23:10:04

DOM MÓJ JEST DOMEM MODLITWY…

    Nieraz próbowałem wyobrazić sobie jak wyglądało wypędzenie przekupniów ze świątyni. (…) Jezus przybył do Jerozolimy i wszedł do świątyni .Nie wiemy wprawdzie, jaka była wtedy pogoda (może było upalnie, jak w większości dni w roku), domyślamy się jedynie  sporej liczby pielgrzymów przybywających na święto. Liczne stragany i budy kupczących  ustawione były zapewne dookoła dużego dziedzińca. Rozłożyli się tam również bankierzy zmieniający pieniądze. Chrystus wszedł na dziedziniec i , jak piszą ewangeliści, zaczął wyrzucać kupujących i sprzedających, wywracał stoły i ławki sprzedawcom gołębi  oraz bankierom. Jedynym wyjaśnieniem, które padło w kierunku, przerażonych zapewne, ludzi był werset Izajasza: „Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”.
    Dla wszystkich ówczesnych świadków tego wydarzenia zachowanie Jezusa było niezrozumiałe. Bankierzy bowiem mieli zapewne pozwolenie arcykapłana, a tzw. „bazary synów Annasza” były właściwie instytucją stałą. Od strony prawnej więc handlarzom nie można było nic zarzucić. A jednak Chrystus postąpił tak, jak postąpił. Dlaczego? Jak się wydaje, wydarzenie to miało charakter symboliczny i można je zrozumieć jedynie na tle całej działalności Nauczyciela z Nazaretu. Rzecz jasna, że na bezpośrednie skutki nie trzeba było długo czekać. Arcykapłani i uczeni w Piśmie zebrali się i „szukali sposobu, jakby Go zgładzić”. Chrystus jednak o to nie dbał, chodziło Mu bowiem zapewne o przekazanie określonej nauki. Nauki o człowieku, który jest świątynią Ducha Świętego. Wielokrotnie bowiem mówiąc o świątyni miał na myśli człowieka. Kiedy mówił o zburzeniu świątyni i o odbudowaniu jej w trzy dni – miał na myśli siebie. Dlatego ewangelista dodaje, że „mówił o świątyni swojego ciała”. Kiedy rozmawiał z Samarytanką, również mówił o człowieku, który jest świątynią Ducha Świętego. Jan Ewangelista zanotował jego słowa: „nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawać czci Ojcu ale… w DUCHU I PRAWDZIE”. Szacunek dla Boga przejawia się nie w składaniu ofiar w świątyni kamiennej, ale w oddawaniu sprawiedliwości człowiekowi. Szanować człowieka, to szanować świątynię Ducha Świętego, a kochać Boga – to kochać Go w drugim człowieku. Tak jakby Chrystus chciał powiedzieć: odtąd będzie składać cześć Bogu szanując i kochając każdego człowieka. Nie oznaczało to bynajmniej likwidowania publicznej pobożności wiernych, akcent jednak został wyraźnie położony na szacunek bliźniego. Takie ustawienie sprawy było dla Żydów wielkim zaskoczeniem. Skupiał się bowiem na mnożeniu ofiar w kamiennej świątyni, zaniedbując przy tym szacunek dla człowieka. Do tego jeszcze Chrystus mówił o każdym człowieku, zaliczając do grona bliźnich Samarytan, Greków, Rzymian, a w tym także margines społeczny, tzn. celników, cudzołożnice i innych grzeszników. Zamienił w ten sposób świątynię z kamienia na świątynię ciała ludzkiego. Wystąpił przeciwko tym, którzy formalizowali życie religijne. Chciał TCHNĄĆ DUCHA W MARTWĄ LITERĘ. Gest Chrystusa ma także kapitalne znaczenie dla nas. Właściwie ustawia nasz stosunek do bliźniego. Mobilizuje nas do przyjęcia prawdy o Duchu Świętym, którego czcić należy w bliźnim. Nie godzi się na dwutorowość: religijność sobie a życie sobie.

A Ty?

          Co zrobiłeś ze świątynią Ducha Świętego? Co zrobiłeś ze swoim bratem? Co zrobiłeś z drugim człowiekiem? Dlaczego niszczysz to, co uświęcił Bóg? Może dokuczasz żonie, matce, przyjacielowi, siostrze, pracownikom? Dlaczego nie chcesz zauważyć miłości Bożej wypełniającej inne wnętrze? Dlaczego nie zaakceptowałeś Ducha Świętego w sercu bliźniego? Dlaczego chcesz mieć monopol na rozstrzyganie spraw najważniejszych? Człowiek, który nie szanuje świątyni Ducha Świętego, jest największym egoistą, bo występuje przeciwko samemu Panu. Jest złodziejem, który okrada Boga.
    A Bóg i tak upomni się o swoją świątynię. Tylko On ma do niej prawo. Nie możesz więc jej niszczyć, rujnować, nie możesz zmieniać jej przeznaczenia, nie możesz czynić z niej jaskini zbójców. Nawet wtedy, gdy będziesz miał tzw. „podkładkę prawną”. Nie ma bowiem takiego prawa, które pozwoliłoby człowiekowi gubić człowieka. Nie występuj przeciwko Bogu. Nie walcz z tym, co święte. Nie chciej osiągnąć pozornego zwycięstwa.
       Bóg i tak upomni się o swoje dziedzictwo, a człowiek jest Jego dziedzictwem. Będzie wiec o niego walczył. Zawsze stanie po stronie pokrzywdzonego, uciśnionego. Zawsze będzie powtarzał: „Dom mój ma być domem modlitwy, a wy uczyniliście go jaskinią zbójców” albo „Nie róbcie z domu Ojca mego – targowiska” Chrystusowy gest zatem ma nam przypomnieć troskę Boga o każdego człowieka, zwłaszcza o tego, który nie należy do wielkich tego świata.


(Ks. Andrzej Bosowski)

Calineczka - 2012-03-17 22:14:21

KAMIEŃ...

       Chrystus siedział na kamieniu oparty o barierkę. Spod przymrużonych powiek  patrzył na smukłĄ postać kobiety, której ręce drżały raczej ze strachu niż wstydu. Dookoła tępy, milczący tłum, stróże moralności i człowiek, który nie miał powodów, aby ją ratować. Oczekiwanie przedłużało się, bo ten, który miał wydać wyrok, pisał coś na piasku. Wreszcie podniósł oczy, spojrzał na zgromadzenie, wyszukał oczyma ciebie i powiedział: Jeżeli chcesz rzuć w nią kamieniem – to rzuć, ale tylko wtedy, gdy sam jesteś bez grzechu. Oczekiwałeś innej odpowiedzi. Miałeś przecież przygotowany kamień i czekałeś tylko zachęty. Chciałeś potępić Magdalenę za to, co sam czynisz. Tylko tyle, że ciebie nie przyłapano. Ale to nic, że nie przyłapano cię na gorącym uczynku. Twój kamień świadczy przeciwko tobie. Gdybyś był bez grzechu, nie chwytałbyś kamienia. Chciałeś w ten sposób ukryć się przed samym sobą. Chciałeś zatuszować swoją bezduszność, a udowodniłeś tylko swoją winę. Bo człowiek niewinny nie będzie potępiał innych. Człowiek niewinny nie będzie posądzał innych. Człowiek niewinny nie będzie obmawiał innych. Twoja przynależność do tłumu, była przynależnością do grzechu. Posądzasz bowiem innych o to, co sam czynisz. Domyślasz się u innych tego, do czego sam jesteś zdolny. Kamień w twoim ręku wygląda jak wyrzut sumienia. I poszedłeś z tym kamieniem do Chrystusa, aby w Jego imię rzucić w drugiego człowieka?

    Ty, który modlisz się „ Panie, Panie”…. Ty, który śpiewasz Hosanna i często chodzisz do świątyni, Ty, który powiesz „Pięćdziesięciu lat nie masz, a Abrahama widziałeś”, Ty, który jesteś nieskazitelnie czysty wobec prawa, Ty, który chcesz siedzieć po Jego prawicy i wykłócasz się o lepsze miejsce, Ty, który cieszysz się, ze nie widziano twojego uczynku, Ty, który całujesz Chrystusa w Getsemani, Ty, który powiesz; „Nie znam tego człowieka”, ty, który uderzysz Go, aby przypodobać się arcykapłanowi, Ty, który nie uwierzysz w Niego po Zmartwychwstaniu,


…… przyszedłeś wykonać wyrok.



    Odpowiedz Chrystusowi: Prawo każe nam takie kamienować!
I pomimo, że On Magdaleny nie potępił – Ty rzucisz kamieniem – A potem?  Potem wrócisz do swojego domu beznadziejności, w krainę targów i kompromisów, i syty sprawiedliwością spokojnie zaśniesz.


(ks. Andrzej Bosowski, Kamień i Magdalena)

http://www.youtube.com/watch?v=OS4DqdSKUI8



"Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił,
ale po to, by świat został przez Niego zbawiony."
(J3, 16-17)



Calineczka - 2012-03-25 07:46:56

"Przywróć mi radość z Twojego zbawienia
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym."



(…) Każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia staje wobec problemu cierpienia. Czy chce, czy też nie chce musi dokonać wyboru – musi podjąć ten dramat SWOJEGO ŻYCIA. Jak Ma zachować się człowiek osaczony przez życie, przez nieprzyjazne okoliczności, przez nieprzyjaciół? Człowiek samotny, bez tego jedynego przyjaciela – człowieka, z którym mógłby dzielić najskrytsze myśli. Jak ma zachować się człowiek skaleczony przez bliźnich, może nawet przez bliskich? Jak ma zachować się, gdy już do nikogo nie może zanieść swojej skargi? Człowiek napełniony boleścią, któremu każą żyć, jeść, spać, pracować, poprawnie myśleć, a nawet cieszyć się tym, co posiada. Nie wystarczy wyjść na ulicę, chodzić bez celu po skwerach, czasami wypić kawę w pobliskiej kafejce. Niczym bowiem nie można zagłuszyć tego, co boli ani zniszczyć tego, co niepokoi. Można jedynie starać się zrozumieć Chrystusowe:"Sługa nie jest większy od swojego Pana. Jeżeli mnie prześladowali, to i was będą prześladować." On sam również był samotny. Nie mógł właściwie liczyć na swoich przyjaciół, a może nawet ichnie miał. Nie mógł polegać na swoich uczniach prawie do końca, bo, jak wiemy, bali się wszystkiego panicznie i dopiero uczyli się ufności. Kobiety, wspomagające Chrystusa i Apostołów w ich akcji misyjnej, troszczyły się przede wszystkim o to, by misjonarze mieli co jeść i gdzie spać.
    Ale mimo to Chrystus miał się do kogo zwrócić. Miał kogo prosić o wsparcie, miał na kim polegać. Jego kielich goryczy był w rękach dobrego Ojca, jego samotność, ból i strach były także w rękach dobrego Ojca. Jedynie Ojciec mógł pocieszyć syna. Jedynie Ojciec znał pełny sens cierpienia i potrzebę takiego uniżenia. Jedynie Ojciec mógł sprawić, że belka krzyża wzięta została bez wahania. Jedynie Ojciec mógł sprawić, że ufność Syna Człowieczego była pełna.
    A przecież sługa nie jest większy od swojego pana. Chrystus stał się naszym bratem, byśmy mogli być dziećmi samego Ojca. Byśmy mogli z przekonaniem mówić; "Abba"– Ojcze.Nie nie nazywał nas sługami i nie chciał byśmy byli niewolnikami. Sam stał się naszym sługą i niewolnikiem, by uwolnić nas od jarzma grzechu. Uczynił nas zatem nie tylko dziećmi Bożymi, ale i dziedzicami samego Boga. Chciał, byśmy dobrze zrozumieli naukę o ziarnie, które wpada w glebę i obumiera. Chciał, byśmy dobrze zrozumieli, jaka jest wartość kielicha gorczycy, który poda nam Ojciec Niebieski. Niech ciał naszego buntu ale zrozumienia. Nie chciał naszego cierpiętnictwa lecz ofiary. Nie chciał naszej przegranej lecz rozumnej uległości, nie chciał naszego znużenia ale naśladownictwa.
    A tymczasem sługa, który nie powinien i nie może być większy od swego pana, nie chce cierpieć, nie chce brać belki swojego krzyża, nie chce wejść na swoją "via Dolorosa". Chce być lepszy i buntuje się przeciwko temu, czego nie rozumie. Chce dojść do nieba, doszedłszy tylko do Lithostrotos. Chce posiąść Królestwo nie posiadłszy pokory. Bo czy cierpieć to nie znaczy być pokornym? Biorąc kielich cierpienia z rąk Ojca. Chrystus powiedział: "Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie". Czy nie rezygnował z tego, do czego rwała się Jego natura? Przecież wiedział dobrze, ze nie będzie już mógł słyszeć śpiewu ptaków, śmiechu rozbawionych dzieci. Nie będzie mógł patrzeć na rybaków wyciągających sieci i na rolników ostrzących sierpy. Nie będzie mógł żyć, oddychać, cieszyć się i smucić. Słońce swoimi promieniami nie dotrze już do jego twarzy, a deszcz nie obmyje jego włosów.
     Ile trzeba było pokory, by taki kielich przyjąć i wypić. Sługa nie jest większy od swojego pana. Twój kielich cierpienia jest w rękach dobrego Ojca. Twój strach, ból, upokorzenia są również w rękach dobrego Ojca, a twoja "via Dolorosa" jest już przetarta przez brata – Chrystusa. Twoja zaś belka, którą bierzesz na ramiona, będzie o tyle lżejsza, o ile lepiej zrozumiesz, co oznacza: "Sługa nie jest większy od swojego Pana".

(ks. Andrzej Bosowski)



"Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze,
zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity".



http://youtu.be/FBgIX2pkh3M

Calineczka - 2012-03-31 22:16:06



http://youtu.be/lE7x9BnTeCw




Arcykapłan powstał, aby lepiej przyjrzeć się pochodowi. Niewiele mógł jednak zobaczyć. Dookoła falował tłum z gałązkami palmowymi. Rozlegały się okrzyki: HOSANNA! BŁOGOSŁAWIONY, KTÓRY PRZYCHODZI W IMIĘ PAŃSKIE! KRÓL IZRAELSKI! HOSANNA! Wyciągnięte ręce, podniesione głowy, roześmiane twarze, radosne uniesienie. Pośrodku tej gromady, wąską uliczką posuwał się orszak. Na czele jechał Izraelita, w którym arcykapłan rozpoznał Nauczyciela z Nazaretu. Nie było teraz w Nim dawnej pokory, uległości czy ustępliwości. Całą postawę znamionowała stanowczość i odwaga. Wjeżdżał do Jerozolimy iście po królewsku. Może arcykapłanowi przypomniały się słowa proroka Zachariasza: "Nie bój się Córo Syjońska – oto Król twój przychodzi siedząc na oślęciu".
    W każdym razie odezwał się do stojącego obok człowieka: Patrz – cały naród przyszedł za Nim. Nie czekając co będzie dalej udali się do świątyni. Tymczasem na placu działy się rzeczy dziwne. Uniesienie tłumu doszło do szczytu. Ludzie zdejmowali płaszcze i słali przed królewskie zwierzę. Wyciągnięte wysoko ręce wyrażały radość. Kto mógł przypuszczać, ze te same ręce, w niespełna tydzień później, zacisną się na rękojeści młotka. Kto mógł przypuszczać, że te same usta, które teraz wołają: "HOSANNA" będą krzyczały "UKRZYŻUJ GO", że te same dłonie, które, które układają teraz płaszcze na drodze – ułożą dwie belki w kształcie krzyża. Jakże krótka jest pamięć ludzka. A kiedy prowadzono Nauczyciela z Nazaretu do Lithostrotos i obnażonego przywiązano do słupa – ciekawy tłum przyglądał się widowisku. I kiedy  padły pierwsze razy, oddechy wstrzymali wszyscy ci, którzy byli z Nim w Kanie i Kafarnaum, w Jerozolimie i na równinie Genezaret. Patrzyli ci, którzy niegdyś leżeli sparaliżowani nad Sadzawką Owczą i na Jego słowa: "wzięli swe łoża i chodzili". Patrzyli ci, którzy niegdyś jako trędowaci oznajmiali dzwoneczkiem swoją chorobę i na Jego słowa "poszli pokazać się kapłanom". Patrzyli ci, którzy wyciągali przed sobą sękate laski. Patrzyli ci, których dzieci niegdyś były opętane przez złe moce. Patrzyły kobiety, które dotknęły się frędzli Jego płaszcza. Patrzył Malthus ze zdrowym uchem i ślepiec  spod Jerycha. Patrzył również Piotr i wzrok jego padał na związane ręce Chrystusa. Te same ręce, które wyciągały go tonącego z wody. Patrzyli jeszcze inni ludzie.  Przyjrzyj się więc dobrze temu tłumowi. Być może znajdziesz tam i siebie? Spójrz, stoją tam wszyscy, którzy od Niego coś otrzymali. Ty też otrzymałeś. Dlaczego więc boisz stanąć się w Jego obronie? Dlaczego zasłaniasz się przepisami, brakiem czasu, zajęciami, chorobą?
Dlaczego milczysz?
Czy chcesz, żeby kamienie wołać zaczęły?


(ks. Andrzej Bosowski, Te same ręce)





* wybrane teksty pochodzą z książki  "Po drugiej stronie smutku" ks. Andrzeja Bosowskiego, wydanej przez Wydawnictwo Michalineum w 1987 r.

www.narutowarsmax.pun.pl www.naruto-shuriken.pun.pl www.traktor-volley.pun.pl www.lukasasuke.pun.pl www.senpuu.pun.pl