Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie
Pomiędzy dwoma skrawkami lądu płynęła rzeka. Była nieodgadnięta i nieprzenikniona. Czasem płynęła spokojnie, szemrząc tylko cichutko i łagodnie obmywając kamyki nadbrzeżne. Czasem jednak burzyła się gwałtownie, niecierpliwie dążąc do ujścia. Czasem też wzbierała napełniwszy się wodami deszczu i wylewała na brzegi niszcząc czyjeś bogactwo. Tak, rzeka była nieujarzmiona...
A na obu brzegach toczyło się życie, jakże odmienne. Ich mieszkańcy przeżywali kolejne dni według reguł utartych, sprawdzonych przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Było im nawet dobrze w tych ich ciasnych granicach. Dobrze, bo bezpiecznie, pewnie, choć niepełne. Brakowało bowiem i jednym i drugim pewnej szczypty tajemniczości, powiewu innego świata, oddechu życia pełną piersią. Tylko jednak nieliczni chcieli się do tego nieśmiało przyznać w swoich sercach. Właśnie oni, w tajemnicy przed innymi, wymykali się czasem nad brzeg i patrzyli tęsknie poprzez rzekę na drugi brzeg. Nie znali jednak sposobu w jaki można by zburzyć tę oczywistą granicę, tę barierę, pokonać rzekę. Aż pewnego dnia przybył do miasta leżącego po jednej stronie rzeki Budowniczy. Powiedział, że wie o sposobie połączenia obu brzegów. Można by mianowicie zbudować Most! Myśl ta rozbudziła w sercach wielu uśpioną nadzieję na życie pełnią, na zdobycie, zgłębienie tajników świata. Potrzeba było tylko zgody mieszkańców drugiego brzegu. Wywołani nad rzekę radośnie powitali perspektywę połączenia. Dla zgnuśniałych, ciasnych serc ludzi myśl o budowaniu mostu stała się prawdziwym celem.
Mimo wielu dobrych chęci zadanie okazało się jednak o wiele trudniejsze niż przypuszczano. Budowniczy zakreślił wizję budowy dość długotrwałej, a oni w porywie swych umysłów, chcieli efektu natychmiastowego. Budowali więc sami, nie bacząc na dobre rady. Mostów było wiele. Żaden bowiem nie wytrzymał długo. Wystarczyła gwałtowniejsza fala na rzece wciąż nieodgadnietej, silniejszy podmuch wiatru, bardziej stanowcze czyjeś kroki. Mosty się zawalały, a rzeka pochłaniała ofiary. Ludzie długo trwali jednak, zaślepieni w swym nierozsądnym uporze. Radości ich szybko obracały się w klęskę, a cel, tak upragniony, okazywał się wciąż nieosiągnięty. Bo mosty ich były piękne, finezyjne, delikatne, bądź też wznoszone w pośpiechu, ale pozbawione solidnych podstaw mogących uratować je przed gwałtownymi burzami w przyrodzie. Po wielu bezowocnych próbach ludzie postanowili w końcu zaufać Budowniczemu. I rozpoczęło się wznoszenie Mostu... Pracochłonne i długotrwałe, wymagające wielu wysiłków, wyrzeczeń, trudów, zbliżające mieszkańców obu stron rzeki, którzy uczyli się krok po kroku radości ze wspólnej pracy. Po wielu latach Most stał!
Nie był ani urokliwy, ani wymyślny. Było w nim jednak coś urzekająco pięknego z jego trwałości, z pracy włożonej w jego zbudowanie czerpało się dziwną siłę i pewność, że sądne burze, żadne kroki, w końcu żadne fale dotąd tak bezlitosnej rzeki, nie podmyją go, nie obalą. On będzie ponad to. I ostał się, ofiarnie służąc ludziom, stęsknionym za pełnią życia, jako wyraz triumfu, tych którzy prowadzeni mądrymi wskazówkami potrafili zapanować nad tym, co pozornie nieujarzmione...
To tylko bajka, lecz jak każda inna jest bardzo bliska rzeczywistości. Każdego dnia rodzi się, albo dojrzewa nowa bajka o Moście-Miłości...
Ta, jest Twoja...
Ostatnio edytowany przez xpacifer (2007-04-19 21:32:07)
Offline
Poetka Duszy
Gdy miałam 11 lat uczestniczyłam w wyjeździe oazowym z naszej parafii. Z tych rekolekcji najbardziej zapamiętałam moje małe kłamstwo odnośnie wieku ( powiedziałam siostrze zakonnej, że mam 13 lat - ale potem sie przyznałam ) oraz jeden z wpisów do mojego pamiętnika, który jest dla mnie do tej pory mottem przewodnim: 'Miłość jest mostem nawet nad największymi przepaściami'. Amen!
Offline
Dziękuję za bajkę Sczerze mówiąc długo ostatnio zastanawiałam się nad tym co Jezus uczynił w moim życiu. Porównywałabym to do działania zaczarowanej różdżki. Jestem podobna do tych mieszkańców, długo chodziłam do kościoła, ale niestety muszę się przyznać, że traktowałam moją wiarę trochę po macoszemu. Miałam to szczęście, że wychowałam sie w rodzinie katolickiej, ale nie traktowałam wiary w Chrystusa jako swojej własnej, była to wiara mojej rodziny, a więc po części moja. Trudno jest czasem uwierzyć w to co się ma tak blisko siebie. Teraz zrozumiałam, że nikt nie może za mnie przeżyć życia, ani wyznawać wiary za mnie, że Chrystus zawsze jest przy mnie w chwilach radosnych i trudnych. Kiedyś próbowałam szukać szczęścia na siłę, aż tu nagle szczęście przyszło samo do mnie. Przez przypadek znalazłam się w Waszej- ;)naszej grupie, przez przypadek pojechałam na kurs Emaus, nie wiem co jeszcze zdarzy się w moim życiu, ale z ciekawością czekam na dalsze niespodzianki
Dziękuję Wam, że wlewacie w moje serce nadzieje Niestety nie umiem pisać, ani mówić tak pięknie jak ks. Paweł, ale chciałabym, żebyśmy wspólnie zbudowali taki most- każdy będzie kolejną cegiełką w jego konstrukcji, żebyśmy przeprowadzali przez ten most kolejne osoby- tak jak wy przeprowadziliście mnie na drugą stronę
Dziękuję Wam serdecznie
______________________________
"Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą, prostuj swe drogi i Jemu zaufaj!"
Ostatnio edytowany przez migotka (2007-04-19 22:27:50)
Offline
Poetka Duszy
Małgosiu, dzięki za to że jesteś... Dobrze, że jesteś z nami i że jedziesz do Taize I please - uśmiechaj sie często, tak jak na tym zdjęciu z naszej galerii
Offline