Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie

Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#166 2011-04-10 12:21:45

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Ez 37,12-14 _ Ps 130,1-8 _ Rz 8,8-11 _ J 11,1-45


Ja jestem zmartwychwstanie i życie, kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki.


(J 11,25a.26)



*



Daję wam dar nadziei
mocniejszej niż
śmierć
grzech
nienawiść

daję wam dar wiary
odsuwającej kamienie tego świata

daję wam dar miłości
ogarniającej każdego

bo za każdego przeszedłem drogę

od śmierci do życia


(Marzena Staszewicz)


*

http://www.youtube.com/watch?v=ofhwnXA_mxQ


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#167 2011-04-13 06:38:38

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)



"Powiedz Mi coś, co by zachwyciło moje serce".

- Panie, gdybym Cię zachwycała, byłoby to przecież dzięki Twoim darom!

-"Moje dary, przechodzące przez twoją wolę, podobają Mi się jako pochodzące od ciebie.
Kochać Mnie. Ale czynić to czy tamto, nie ma to wielkiego znaczenia.
Szukaj. Szukaj Mnie: to Mi sprawia taką przyjemność!...
Bierz ze Mnie aby dawać."


(G. Bossis, On i ja)



Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#168 2011-04-17 11:57:47

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Iz 50,4-7 _ Ps 22,8-9.17-20.23-24 _ Flp 2,6-11 _ Mt 26,14-27,66


Oto Twoja Ofiara we mnie
Dokonuje się nieustannie
Cierpisz we mnie
Umierasz we mnie
Krzyżuję Cię w sobie
I wciąż Zmartwychwstajesz
Misterium mojego życia
To Misterium Twojej Ofiary we mnie
Misterium mojego życia
To Misterium
Twojej Mszy
Nieustannego Dziękczynienia
Nieustannego Przebaczenia
Nieustannej Ofiary
Nieustannego Umierania
Nieustannego Zmartwychwstania
Nieustannie
Niezmierzonej
Niezmęczonej
Miłości
Misterium mojego życia
To Misterium
Twojej Miłości
We mnie
To Misterium Życia Twojego
W moim
To Ty we mnie
A ja w Tobie
Amen
Alleluja
!


(Zadumania Eucharystyczne, s. Ewa Orzechowska)





Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#169 2011-04-21 21:54:00

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Eucharystia to jest przede wszystkim ta świadomość: 
jestem miłowany, ja jestem miłowany. 
Ja, taki jaki jestem.


(Jan Paweł II)



                                           
        Pewnego razu była sobie Miłość. Mieszkała w domu usłanym gwiazdami i przyozdobionym promykami słońca. Nadszedł dzień, w którym Miłość zapragnęła piękniejszego mieszkania. Czyż nie dziwny pomysł jak na Miłość?
        I uczyniła ziemię, a na ziemi uformowała ciało i tchnęła w nie życie. Żywą istotę, którą stworzyła na swoje podobieństwo, nazwała człowiekiem. W nim to, we wnętrzu jego serca, Miłość zbudowała sobie dom: malutki, ale pełen życia; niezaspokojony, wciąż niespełniony, tak jak sama Miłość. Tak oto Miłość zeszła do ludzkiego serca i wcisnęła się tam cała, aby w nim zamieszkać. Tam – w samym środku.
         Ale któregoś dnia człowiek zaczął zazdrościć Miłości. Zapragnął przywłaszczyć sobie dom, w którym ona zamieszkała. Chciał go mieć tylko dla siebie i czerpać radość, płynącą z mieszkania Miłości.
        Człowiek wyrzucił z serca Miłość! Zaczął więc napełniać swoje serce wszystkimi bogactwami tego świata. Ono jednak wciąż pozostawało puste. Nawet wszystkie skarby ziemi nie wypełniły owej pustki. Smutny człowiek zdobywał w pocie czoła pożywienie. Wciąż był głodny, a serce jego pozostawało okrutnie puste.
        Pewnego dnia człowiek postanowił podzielić się własnym sercem z innym stworzeniem żyjącym na ziemi. Dowiedziała się o tym Miłość. Przyoblekła się w ciało, aby podbić serce człowieka. Lecz człowiek rozpoznał Miłość i przybił ją do krzyża. I dalej w pocie czoła trudził się, aby zdobyć pożywienie.
        Wtedy Miłość przybrała postać pokarmu. Przemieniła się w chleb i pokornie czekała. Kiedy zgłodniały człowiek go zjadł, Miłość powróciła do swego domu, do serca.
        Odtąd serce człowieka jest pełne życia, bo życie – to Miłość.


(Legenda o Miłości)



Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#170 2011-04-22 21:11:35

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Nie dane było Barabaszowi wypoczywać w cieniu figowego drzewa. Jak żywa stała mu przed oczyma, jakże wymowna w swoim wyrazie, twarz skazańca. Jakaś myśl nie dawała mu spokoju, że powinien coś dla niego uczynić. – Ale co? Pytał samego siebie. Niechaj pomogą Mu ci, których leczył i uzdrawiał, dla mnie On nic nie uczynił.

Barabasz myślał, że tą konkluzją rozproszy wszystkie swoje wątpliwości i pozbędzie się natarczywych myśli. Ale czuł, że im więcej chce zapomnieć o Jezusie z Nazaretu, tym bardziej zmuszany jest o Nim myśleć. Tak i teraz nowe pytania i wątpliwości zaczęły go nurtować.

- Czyż On naprawdę nic dla mnie nie uczynił?...

Przecież, gdyby nie On, krzyż naprawdę by mnie nie ominął. On jest Synem Bożym i dobrowolnie zgodził się za mnie umrzeć; przecież, gdyby siłą Go do tego zmusili, jako Syn Boga, umiałby się obronić przed swoimi oprawcami. Tak! Ta niebiańska dobroć płynąca z Jego oblicza przemawia za tym. Z jakim On smutkiem patrzył na mnie, zupełnie bez nienawiści; przecież to wybór mojej wolności przeznaczył Go na śmierć. To tak jakbym ja pozbawił Go życia. Tak wiele złego uczyniłem ludziom swoimi uczynkami, zasłużyłem na śmierć. Teraz On dźwiga krzyż na swoich ramionach i wkrótce umrze. Nie! To nie do pojęcia! Ci ludzie są ślepi! Ja powinienem Go ratować, wytłumaczyć im, że to mnie powinni ukrzyżować!....

Przeraził się własnych myśli. Nie! nie! Nie mogę tego uczynić, powtarzał, próbując zagłuszyć głos sumienia. Tak, w momencie decyzji zabrakło mu odwagi. Zbyt wielką wartość miała dla niego upragniona wolność, nawet gdyba miała być niezasłużona i okupiona krwią niewinnego człowieka. Zbyt wielką wartość miał dla niego wypoczynek w cieniu figowego drzewa, aby nawet w imię sprawiedliwości mógł zgodzić się na straszną śmierć krzyżową. Barabasz potępiał siebie za tę chwilę słabości, która była chwilą szczególnych wyznań, dlatego postanowił mocniej trzymać na wodzy swoje serce. Czas upływał, a Barabasz już bardziej spokojny, ciągle jeszcze nie mógł pozbyć się wszystkich swoich wątpliwości. Niełatwo jest przecież ludzkiej istocie wystąpić przeciw sprawiedliwości i prawdzie. Niełatwo jest zdusić w człowieku głos sumienia, bo nie można oszukiwać siebie i żyć w ciągłym zakłamaniu.

Nagle, w środku dnia ciemności poczęły ogarniać ziemię. Zerwał się silny wiatr i ziemia zatrzęsła się. Barabasz skrył się za pniem figowego drzewa przed tumanem kurzu i piasku. Drzewo trzeszczało niebezpiecznie, gnąc się pod naporem wiatru. Potworny strach padł na wszystkich dookoła. Udzielił się on i Barabaszowi. – Więc skazaniec jest naprawdę Synem Bożym!... Zerwał się na równe nogi i pędem ruszył ku miastu. Wpadł na ludzi, którzy w panice i z krzykiem biegli w ciemnościach. Barabasz chwycił jakiegoś człowieka za ramię i potrząsając nim, krzyczał mu do ucha: – Gdzie On jest?! Co zrobili z Jezusem!? Muszę Go ratować!... Ale tamten odparł: – Za późno! Za późno! Już Go ukrzyżowali na Golgocie! Już skonał! Barabasz bezradnie opuścił ręce. Stał chwilę pośrodku drogi, nie zwracając na ostry, bijący go po twarzy wiatr. Po chwili odwrócił się, podniósł z ziemi ułamaną gałąź i podpierając się nią w ciemnościach, wolno posuwając się drogą, opuszczał miasto.

Na progach domów strwożone twarze odprowadzały dziwnego wędrowca i zdawały się pytać: – Dokąd zdążasz wolny Barabaszu?

Podobne pytanie możemy skierować bezpośrednio do nas samych. To dla nas był przygotowany ten krzyż. A teraz zadaje on tobie i mnie pytanie: Dokąd zdążasz?... Czy dalej chcesz żyć jak Barabasz?

Niechaj to pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi, ale myśląc o naszym aktualnym życiu i zbawieniu, zróbmy rachunek sumienia i dokąd nie jest za późno – przyjdźmy do naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa i z Jego imieniem, w mocy Jego krzyża – zacznijmy nowe życie.



(autor nieznany)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#171 2011-04-23 18:43:19

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań.

Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę.

Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy.

Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: "Pan mój z nami wszystkimi!" I odrzekł Chrystus Adamowi: "I z duchem twoim!" A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc:

"Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.

Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie!
Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba.

Dla ciebie Ja, twój Bóg, stałem się twoim synem. Dla ciebie Ja, Pan, przybrałem postać sługi. Dla ciebie Ja, który jestem ponad niebiosami, przyszedłem na ziemię i zstąpiłem w jej głębiny. Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. Dla ciebie, który porzuciłeś ogród rajski, Ja w ogrodzie oliwnym zostałem wydany Żydom i ukrzyżowany w ogrodzie.

Przypatrz się mojej twarzy dla ciebie oplutej, bym mógł ci przywrócić ducha, którego niegdyś tchnąłem w ciebie. Zobacz na moim obliczu ślady uderzeń, które zniosłem, aby na twoim zeszpeconym obliczu przywrócić mój obraz.

Spójrz na moje plecy przeorane razami, które wycierpiałem, aby z twoich ramion zdjąć ciężar grzechów przytłaczających ciebie. Obejrzyj moje ręce tak mocno przybite do drzewa za ciebie, który niegdyś przewrotnie wyciągnąłeś swą rękę do drzewa.

Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie, który usnąłeś w raju i z twojego boku wydałeś Ewę, a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie.

Powstań, pójdźmy stąd! Niegdyś szatan wywiódł cię z rajskiej ziemi, Ja zaś wprowadzę ciebie już nie do raju, lecz na tron niebiański. Zakazano ci dostępu do drzewa będącego obrazem życia, ale Ja, który jestem życiem, oddaję się tobie. Przykazałem aniołom, aby cię strzegli tak, jak słudzy, teraz zaś sprawię, że będą ci oddawać cześć taką, jaka należy się Bogu.

Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte".


                                     (Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę)   


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#172 2011-04-24 10:18:49

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Alleluja, Pan Zmartwychwstał!


"Otwórzcie serce Chrystusowi Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu,
który przychodzi do Was z darem pokoju!
Tam, gdzie przychodzi Zmartwychwstały, tam wraz z Nim przychodzi prawdziwy pokój.
Niech zapanuje w każdym ludzkim sercu, tej głębokiej przepaści,
którą niełatwo uczynić zamieszkałą”.

  (Jan Paweł II)



Waraz z porankiem Zmartwychwstania nowa wiosna nadziei przychodzi na świat.
Niech towarzysząca temu niewysłowiona radość opromienia każdego z nas,
napełnia nasze serca ciepłem Bożej miłości
i nadaje sens naszym wszelkim naszym działaniom!

Alleluja!
Pan Zmartwychwstał!
Prawdziwie Zmartwychwstał!



http://www.youtube.com/watch?v=86esuoIivFY


Ostatnio edytowany przez Calineczka (2011-04-24 10:21:56)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#173 2011-05-06 21:40:18

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

WIELKA WYGRANA….



Brawa nie milkły. Ktoś rzucił na trumnę trzy goździki. Schylił się, by je podnieść i w tym momencie otworzył oczy. Budzik musiał dzwonić już dobrych parę minut. Matka stała nad nim z szarą twarzą.

„Spóźnisz się na trening - powiedziała.  - Wychodzę, wyrzuć śmieci.”

Miał dla siebie najlepsze 15 minut. Sam w domu. Bez jazgotu rodziców, wzajemnych oskarżeń, wyrzutów.
W duchu przyznawał rację raz matce, raz ojcu, ale pilnował się, by głośno nie wyrażać własnych opinii. Przecież wszystkie te pretensje rodziło życie: beznadziejnie szare, bez perspektyw. W czasie tych kłótni przynosił się myślą do tych dni, które były jak sen, a które jak dotąd powracały już tylko w snach Marcina: eleganckie hotele, uśmiechnięte hostessy, telefony od sponsorów, agenci z konkurencyjnych klubów.

„Jeszcze nie czas” - powtarzał trener. Ale Marcin już rozumiał, że może być kimś, że ten kolorowy świat może być jego światem, gdy otworzą się przed nim stadiony. Wszystko zależy od siły jego mięśni, płynności ruchów, zwinności ciała. Więc ćwiczył, ćwiczył, ćwiczył. Do utraty tchu. Jeżeli było mu czegoś brak, to szarych oczu Julity. Tych godzin, gdy brali się za rękę i biegli na Górkę-Bzdurkę. Tak ją nazwała Julita. Byt to stromy zadrzewiony pagórek, dawna hałda, daleko od osiedla, o której zapomniały nawet bezpańskie psy. Trzeba było trochę wysiłku, żeby się tam wdrapać. Wbiegali lekko niesieni wiatrem i marzeniami. Zaczynali chaotyczne zwierzenia od codziennych bzdurnych zdarzeń - stąd Bzdurka-Górka, potem już snuli swoje Wielkie Plany. Julita kończyła technikum rok przed nim. Była najlepsza w klasie. Jej Dyrektor wyjeżdżał w Bieszczady - dobiegała końca budowa szkoły pod Leskiem. Proponował jej pracę i mieszkanie.

„Pobierzecie się - mówił - i będziecie na swoim.”

Dla Marcina znajdzie się zajęcie w warsztatach. Będziecie patrzeć w gwiazdy, noce w Bieszczadach są piękne... Odtąd na swojej górce mówili tylko o tym:

„Będziemy mieć synka i córeczkę! Nie, dwóch synów, muszę mieć kumpli”- przekomarzał się Marcin. 

„To dwóch synów i dwie córeczki.”- rozpędzała się Julita. 

„Chłopcy będą rąbać drzewo! A dziewczynki robić zielnik! I będą mieć słońce w oczach! Przed szkołą wielkie połoniny, za szkołą ściana lasu. A za rok, dwa, zbudujemy własny dom. I kupimy owce. Dziewczynki będą robić swetry! A chłopcy chodzić na polowanie!”

„Tylko nie na polowania” - protestowała Julita. „Piąte: Nie zabijaj. ”

I patrzyła na Marcina oczami łagodnymi jak sarna, aż zgadzał się na wszystko. Wtulał twarz w jej ramię pachnące miodem i powietrzem. I wracał do domu na kolację rozmarzony, szczęśliwy. A w domu ojciec powtarzał co wieczór:

„Liczą się tylko pieniądze, masz szmal, jesteś kimś. Zobacz, co zrobiłem z twojej matki. Pamiętaj synku, z takiej nory jak nasza szybko ucieka szczęście.”

„To nie tak - zaprzeczała matka - nie widziałaś tego szczęścia obok siebie, bo przeliczałeś je na zielone papierki. Zaglądałeś pod materace sąsiadów i złość cię zżerała, że mają więcej. To z tej złości się rozpiłeś, i nikt cię już nie chciał w pracy” - unosiła się.

„Szczęście to nie te papierki, to nie tego nam zabrakło.”

Kręciła uparcie głowę przekonując przez lata ojca, syna, samą siebie. Z czasem przycichła i mówiła już tylko o grzybie na suficie, długich i zepsutych kranach.

Marcin nie chciał takiego życia. Nawet z Julią. Bał się, że na jej twarzy zobaczy po latach te same zmarszczki smutku, które wyżłobiły twarz matki. Kiedy trzymali się za ręce wszystko było proste i piękne. Jak na ślubnym zdjęciu rodziców. To na to zdjęcie nad stołem popatrywał ojciec w czasie niedzielnych obiadów.

„Cała byłaś w skowronkach” - mówił, a na policzkach mamy pojawiały się znów dwa dołeczki, takie same jakie, jakie urzekły go u Julity już na pierwszej randce.

Po uroczystej niedzielnej sumie siadywali we troje przy wykrochmalonym obrusie, lśniły wyjmowane raz na tydzień z szuflady srebrne sztućce, które po każdym posiłku mama czyściła starannie sidolem.
Najpierw ojciec przestał chodzić do kościoła. Unikał spotkania z sąsiadami, potem Marcin wykręcił się od wspólnych obiadów, wreszcie mama oświadczyła z determinacją: Trzeba coś sprzedać na życie.
„W komisie, mogą przyjąć sztućce, i tak nie są już potrzebne.”

Odtąd nikt już nie otwierał szuflady, na którą mama popatrywała jak na wieko trumny, gdzie pogrzebała nadzieje. Wtedy przed Marcinem pojawiła się szansa: sport. Niezwykły talent - mówili zgodnie trenerzy i kiwali z niedowierzaniem głowami.

„Zajmiemy się tobą, stary, ale pamiętaj: odtąd nie masz domu, kolegów, dziewczyny, masz tylko Klub. To jest twoja przyszłość i tego się trzymaj.”

Śrubowali tempo bezlitośnie. Szybciej, szybciej, szybciej.

„Już nie mogę” - wybuchał czasem, ocierając pot jednym z miękkich ręczników, które matka długo głaskała, gdy je przyniósł pierwszy raz do domu.

„Nie ma, nie mogę” - rzucali przez zaciśnięte zęby.

„Wiesz, ile w ciebie zainwestowaliśmy? Jak to zwrócisz, jeśli nie wynikami? „

Czuł się wtedy jak w pułapce. Wreszcie przyszła z Warszawy decyzja: będzie w składzie reprezentacji. To tam poznał smak sukcesu. Smak luksusu. Tam poczuł, że coś z tego ma i on sam, nie tylko Klub. Oprócz medalu, pierwsze duże pieniądze. Wyjmował je w domu drżącymi rękami, potem patrzył, z jakim wyrazem oczu przeliczał je ojciec. Czy dostrzegł wtedy niepokój w oczach matki? Nie dzieliła ich radości.

„Nie piszesz do Julity” - spytała jakby bez związku.

Julita. Gdy trzymał na dworcu jej rękę powiedziała:

„Wybrałeś. Dlaczego nie dowierzam, że tracę Cię na zawsze?”

Wspomnienie tych słów powodowało uścisk w gardle. Nawet wtedy gdy dziewczyny przybiegały po autografy. Czasem profil którejś z nich, podobny z daleka gest przypominał mu Julitę. Mimo tych słów na dworcu nie napisała ani razu. Wiedział, że jest sama. Zawsze gdy ktoś o tym wspomniał, czuł jakąś przelotną radość. Ale nigdy nie poprosił o jej adres. Listy? „To dziecinada” - przekonywał sam siebie.

Potrzebował oczu Julity. Pod ich spojrzeniem czuł się kimś lepszym, jakby widział coś, czego nie umiał nazwać. Jakieś światło. Trzeba zapomnieć. Cóż bym tam robił, wśród tych bezkresnych jarów, bez świateł stadionów? Kto podawałby mu trampki? Kto ze stoperem w ręku krzyczałby "Jesteś wielki"! Pewnego dnia pojawił się na osiedlu mały czarny chłopak. Długo byt przedmiotem drwin. Przezwali go Inostraniec, jakby imię Matti było dla niego za dobre. Gdzieś tam, w dalekim kraju z którego musiał uciekać odwiedzał sportowe bale. Tęsknota została. Znalazł więc odwagę, by mimo drwin pojawić się w Klubie. Drwiny ustały na bieżni. Osiągnął czas jaki Marcin wypracował po roku. Był jak iskra. Zapamiętał oczy swojego trenera, gdy patrzył na Mattiego. Znał to spojrzenie. Następnego dnia byli już działacie z Warszawy. Nikt się nie zdziwił, że zakwalifikowali Mattiego na zgrupowanie. Obóz potwierdził talent przybysza.

„Nie dam się temu dzikusowi” - mówił sobie.

Zwycięstwo to nie tylko sprawa talentu. To dyscyplina, lata pracy, taktyka, doświadczenie. Nikt jeszcze nie przekreślił jego szans. Na zawody w Warszawie decyzją władz sportowych, wystawiono ich dwóch. Te zawody byty ostatnim progiem przed olimpiadą. Matti miał być raczej ich atrakcją niż pewniakiem. Odkryciem małego klubu, może zwycięzcą za parę lat.

„Ale jeszcze nie dziś” - mówił trener.

„Jeszcze nie dziś” - powtarzał Marcin, ale nie byt już siebie pewny.

Ojciec ożywiony jak przed laty wyznał na zapas:

„Syn olimpijczyk! To mi odejmie dziesięć lat i garb nieudanego życia.”

Matka wzdychała:

„Wycisną z ciebie wszystko i wyrzucą, gdy nie będziesz potrzebny. Jesteś wart więcej niż twoje wyniki.”

Jednak gdy wkładał nowy kolorowy dres patrzyła na niego z podziwem.

„Co ty tam wiesz mamo” - mówił ni to do niej, ni do siebie, ale po nocach coraz rzadziej śniły mu się brawa na podium i kwiaty w rękach kibiców. Raz nawet obudził się z krzykiem.

I przyszedł ten dzień. Trybuny wypełnione do ostatniego miejsca. Krótki masaż. Rozgrzewka. Napięta twarz trenera. Wesołe oczy Mattiego, gdy mówił łamaną polszczyzną:

„Rozlusznij sze Stary, ja jeszcze nie miecz szans, mosze kiedyś, jesztesz najlepszy, jak nie wierzysz w siebie, nerwy cze wykończą.”

Był w tym wyznaniu szczery, ale Marcin nie słuchał. Patrzył gdzieś dalej, jakby dokonywał bilansu swoich strat i zysków. Tłum już skandował niecierpliwie.

GWIZDEK. START. UCIEKAJĄCA BIEŻNIA i... DZIWNIE ROZMAZANA LINIA METY! ...

Wokół niego pusto. Biegnący z gratulacjami mijają go i zatrzymują się wokół czarnej sprężystej sylwetki. Wszystkie ręce próbują dotknąć zwycięzcy. To Matti będzie dziś tematem dnia. Tłum ma nowego idola! Dlaczego nie czuł goryczy porażki? Odwraca twarz od tablicy, na której za chwilę pojawią się wyniki. Idzie w stronę szatni lekki. Jakby wyzwolony. Z rozmazanych linii sylwetek wyłania się kontur jakiejś postaci. Biegnie ku niemu szybko, coraz szybciej. Złudzenie? Nie! To ona, ona naprawdę. Już trzyma jej ciepłą rękę. W szarych oczach ten sam spokój, ta sama słodycz. Przymyka powieki.

„Julia” - szepcze chaotycznie!  „Jak mogłem?!”

„Nie mów nic. To wszystko nieważne! Znajdziemy naszą nową Górkę-Bzdurkę!”

Niezauważeni przez nagle obcy tłum idą powoli ku bramie stadionu.

„Wygrałem” - mówi Marcin.


(Zasłyszane, autor nieznany)



Serdecznie wszystkich pozdrawiam 

Ostatnio edytowany przez Calineczka (2011-05-06 21:50:32)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#174 2011-05-29 17:37:14

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Dz 8,5-8.14-17 _ Ps 66,1-7.16.20 _ 1P 3,15-18 _ J 14,15-21



W Nim jest moja nadzieja
I wierność moja jest
Łzy moje w Sercu zbiera
I miłość Swoją tchnie...
Dzielić z Nim swe wygnanie
Moją radością jest
Niechże Go doświadczanie
Nocy przynosi dzień...
On jest w mym sercu pieśnią
On mego życia sens
Z Nim przetrwam wszelkie burze
Bo On Zwycięstwem jest!





Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#175 2011-06-19 15:17:29

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Wj 34,4b-6,8-9 _ Ps: Dn 3,52-56 _ 2Kor 13,11-13 _ J 3,16-18


Niedziela Trójcy Przenajświętszej



http://img600.imageshack.us/img600/1072/trojcaswieta.jpg



Medytacja ikony Trójcy Przenajświętszej św. Andrzeja Rublowa


 
Na ikonie możemy zauważyć trzy poziomy, którym pomału się przyjrzymy. Pierwszy to scena biblijna – wspólnota Trzech, których spotkanie odwołuje się do wizyty Trzech Aniołów u Abrahama. Abraham siedzący obok swego namiotu pod dębami Mamre, zaprasza przechodzących Aniołów, aby odpoczęli u niego i odświeżyli się. Z tyłu na ikonie widzimy dom Abrahama, dęby Mamre, pod którymi usiedli sobie Goście i górę, której obecność trzeba odnieść do miejsca gdzie miał być złożony na ofiarę Izaak; na stole posiłek przygotowany przez Abrahama. Kiedy czytamy to opowiadanie w Księdze Rodzaju (Rdz. 18), zadziwia nas brak precyzji w określaniu postaci. Raz chodzi o Jahwe, raz o trzech mężczyzn, to znów o aniołów. Przechodzi się płynnie od liczby pojedynczej do mnogiej. Dzieje się tak, ponieważ mamy do czynienia z tajemnicą Bóg jeszcze nie objawił się jako Wspólnota. To świadectwo trwałego zjednoczenia i żywej komunii Ojca, Syna i Ducha Świętego, wobec której język i ludzkie rozumowanie staje się niewystarczalne, język gubi się.

Trzej Goście tworzą Wspólnotę Nieba dającą się człowiekowi. To drugi poziom ikony. Dom Abrahama staje się Kościołem, dęby Mamre drzewem krzyża, tajemnicza góra Taborem – miejscem objawienia się chwały Boga, posiłek Eucharystią. Trzej Aniołowie Osobami Bożymi. Oni rozmawiają między sobą, a tematem ich rozmowy mogą być słowa z Ewangelii św. Jana (3,16): Bóg tak umiłował świat, że dał swojego Jednorodzonego Syna.

Trójca Święta jest tajemnicą, do której się zbliżamy, ale nigdy nie zdołamy Jej poznać do końca, to trzeci poziom ikony: Trójca, do której dążę. Poszczególne Osoby na pierwszy rzut oka są absolutnie do siebie podobne, a jednak niezaprzeczalnie różne. Są równocześnie młodzi: świeżość rysów, elegancja twarzy i ciał, ale i wiekowi: głębia spojrzeń jakby bez wieku. Nieskończenie szczęśliwi: pogoda, pokój, ład harmonia, a zarazem okryci cieniem smutku, dyskretnego niepokoju. Tak samo są jednocześnie nieruchomi, ale jakby w ruchu, w ciszy, ale i w rozmowie. Zadziwiają ogromem majestatu, ale i niezwykłą pokorą. W tej wspólnocie każdy ma określone miejsce i zadanie. Jednoczy ich ta sama władza, całkowite podobieństwo: czerwona berło – laska w dłoni każdego Anioła. Trzej Aniołowie prowadzą rozmowę – dialogują. Możemy jedynie domyśleć się niewyczerpanej głębi tej rozmowy, wzajemnej wymianie miłości, komunii życia. Ta rozmowa – to pragnienia Ojca, Syna i Ducha, aby każda ziemska wspólnota odzwierciedliła tę jedność trynitarną.

Przyjrzymy się teraz poszczególnym osobom. Popatrzmy na tego, który najsilniej przyciąga wzrok: Anioł pośrodku to Jezus Syn Wcielony. Siedzi sam po swojej stronie stołu, pod płodnym drzewem krzyża, które już dosięga Jego ramion. Kapłańska stuła przewieszona przez ramię stanowi szczegół, który identyfikuje Go bez cienia wątpliwości. Z Trójcy tylko Syn jest Arcykapłanem. Jego ręka jest gotowa do wzięcia naczynia, kielicha cennej krwi, która za wielu będzie wylana. Jego ciało okryte jest purpurową tuniką i niebieską szatą. Dwa kolory: czerwony i niebieski to dwie natury Jezusa: Boska – kolor niebieski i ludzka, odkupiona Jego krwią – kolor czerwony. W odróżnieniu od pozostałych Aniołów tylko Jego wierzchnia szata jest niebieska, gdyż to On, Syn Boży, objawił nam życie Boga, uzewnętrznił je. Na ikonie widać, że Syn już spełnił swoją misję, widać, że wraca po długiej i trudnej wędrówce: Jego szata i tunika są nieuporządkowane, jakby trochę zniszczone, sama tunika podarta na prawym ramieniu, szata, jakby porozrywana, opada i jest podtrzymywana dłonią. Na Jego ziemski pobyt wskazuje również miejsce za stołem, prawdopodobnie bez podnóżka oraz jego postać znajdująca się po stronie stworzenia symbolizowanego przez dom, górę i drzewo. Z nieskończoną czułością nasz środkowy Anioł patrzy na Anioła z lewej: Ojca, lgnąc nadal do Jego woli. Syn wraca do Ojca, ku Niemu kieruje swój wzrok, to spotkanie po ukończonej misji: Ojcze wykonało się. Ich jedność i moment powitania symbolizują złączone skrzydła. Możemy również zauważyć gest podnoszenia się Syna z ziemskich barłogów ku niebieskim wyżynom. Anioł z prawej: Duch Święty, niejako Go obejmuje, jakby chciał Go popchnąć ku Ojcu. Sam Syn błogosławi Duchowi, którego misja dopiero się rozpoczyna.

Cyrkulacja miłości prowadzi nas ku Aniołowi z naszej lewej strony. Zdaje się być najważniejszy, gdyż to właśnie w Jego stronę kierują wzrok i pochylają głowę pozostałe postacie. Przyciąga Jego powaga, stałość, stabilność, godność, majestat. Wszystko skłania do rozpoznania w Nim Ojca Jezusa, a więc i Ojca naszego. Ojciec posyła nam Syna, a czyni to wskazując na kielich, życie, które za nas ofiarował. Kolory Jego szaty bardzo nieokreślone to róż, czerwień, lila i niebieski intensywny na piersi i prześwitujący na reszcie ciała. Ten mały skrawek niebieskiej tuniki to część tajemnicy, jaką nam Objawił Syn o Ojcu. Wszystkie pozostałe kolory mają bardzo słabe natężenie, szaty są prawie przezroczyste, bo Ojciec jest niewidzialny, Ojca można zobaczyć tylko w Synu. Oto, dlaczego Jego twarz odbija szczegół po szczególe, twarz Syna, chociaż podkreślając Jego władzę. Jest przecież Bóstwem i Miłością w ich źródle. Kontemplujemy Ojca. Ukazuje On nam Syna, w którym wszystko nam darował! Odkrywamy również w geście ręki Ojca misję, jaką nam powierza. Przyjmijmy sercem całą ludzkość, ten świat, który Ojciec tak umiłował, że dał swojego Syna.

Anioł po naszej prawej stronie to oczywiście Duch Święty. Zwróćmy najpierw uwagę na Jego wyjątkowo dyskretną postawę. Można by powiedzieć, że się chowa, delikatnie wycofuje się. Postawa ukrywania siebie skłania do twierdzenia, że spomiędzy trzech Aniołów ten jest najbardziej kobiecy. Pasuje to doskonale do Ducha, zwłaszcza, że wyraz, który Go określa po hebrajsku jest rodzaju żeńskiego. W ten sposób możemy dojrzeć w wycofującym się Aniele, dyskretną obecność Maryi, Oblubienicy Ducha Świętego. Jego postać przypomina Maryję z ikony Zwiastowania wykonaną przez Rublowa kilka lat wcześniej. Jego szata jest zielona, jak roślinność, która pokrywa ziemię. Ta zieleń jest bardzo intensywna, podobnie jak czerwień szaty Jezusa, uzupełniając wielkość miłości Boga, która na wzór roślinności rozkwitnie na ziemi. Nasz Anioł zdaje się jakby wyruszał w drogę, rozpoczynał misję powierzoną Mu przez pozostałych: Ojciec czyni to swoim spokojnym wzrokiem, Syn błogosławieństwem: kolej na Ciebie Duchu Święty, zstąp i odnów oblicze ziemi, spraw, aby rozkwitła miłością. Duch Święty wyrusza: nogi gotowe do drogi, ręce sprawiające wrażenie podnoszenie się, wstawania, odbierania błogosławieństwa, wspieranie się na lasce, wzrok skierowany na ziemię – cel Jego misji. Niech Duch Święty pociągnie was do Słowa, niech Słowo prowadzi was do Ojca.

Powróćmy jeszcze do trzech symboli: dom, drzewo i góra. Dom wychodzący spoza ramion Ojca to Kościół wyrażający ojcostwo Boga i Jego bezpośrednią troskę o swój lud: To On Ojciec unosi swój Kościół – Nowy Izrael na skrzydłach niczym orzeł, o którym mówi Stary Testament: i bierze go na swoje rozpostarte skrzydła, niosąc go na samym sobie. Bóg unosi swój Kościół poprzez historię i dzieje ziemi – Kościół jest więc bezpieczny. Drzewo wyrastające za Synem, oprócz symboliki krzyża jest również rajskim drzewem życia, gdyż, kto się karmi życiem Trójcy posiada to życie w obfitości. Utracone drzewo rajskie dające życie zastąpione jest przez drzewo Jezusa – krzyż. Skała – góra mówi nam, że ikona jest objawieniem się Boga – teofanią, to, co widzimy jest za górą, jest ukryte. Tutaj również nawiązanie do Ducha Świętego siedzącego pod skałą – Duch Święty dla spragnionej Boga ziemi jest niczym skała na pustyni, z której wytrysnęła woda. Tak drzewo jak i góra pochylone są w stronę budowli po lewej stronie, w stronę Kościoła, w którym możemy zgłębiać misterium Trójcy i karmić się Jej życiem.

Aniołowie zebrani są wokół białego stołu – symbol nowego świata, obmytego z brudu krwią Baranka. Stół jest prostokątny i posiada cztery rogi wskazując na cały świat i jego cztery żywioły: ziemię, wodę, powietrze i ogień. Przed stołem zostaje puste miejsce. Dla kogo? Dla ciebie, dla mnie, dla każdego i każdej z nas. Bóg nas zaprasza, aby zasiąść przy Jego stole. Jak to zrobić? Sami tego nie potrafimy. Dlatego Bóg nas chwyta za rękę, aby nas przyciągnąć i wznieść do siebie. Uwaga jednak! W środku ścianki stołu dostrzegamy jakby szufladkę. Co to jest? To relikwiarz zawierający szczątki męczenników. Chcąc bowiem usiąść z tymi Trzema przy jednym stole, trzeba przyjąć tę samą drogę męki i najwyższego świadectwa dla wiary i miłości Jezusa. Oto wąska ścieżka, jedyna, która wiedzie do Królestwa. Krocząc nią zostaniemy wybieleni we krwi Baranka i będziemy lśnić bielą jak sam ołtarz, zostaniemy przemienieni (por. Ap. 6, 9-11)

Spróbujemy teraz zauważyć cechy jedności Trynitarnej. Trójcę Świętą charakteryzuje wspólnota wszystkich dóbr, a siłą ożywiająca Jej organizmu jest miłość. To normalne, że organizm musi posiadać obieg krwi, a jest nim obieg miłości. Spójrzmy na ikonę. Anioł pośrodku to Syn, w miejscu spotkania się trzech kolorów: niebieskiego płaszcza, czerwonej szaty i złotej stuły mamy serce, z którego wpłynęła krew i woda, wzdłuż prawej dłoni przepływa ona przez kielich wydany za nas. Tutaj krew miłości się umacnia dotlenia, gdyż miłość wydana nabiera mocy. Obieg poprzez lewą dłoń Syna powraca na nowo do serca, aby stąd objąć cały organizm Trójcy, poczynając od Ojca przejść przez Ducha Świętego i powrócić do Syna. Miłość będąca w obiegu, miłość dawana ożywia wspólnotę. Wspólnota żyjąca, to wspólnota, w której płynie krew miłości.

Zobaczmy drugą charakterystykę jedności. Spójrzmy na postaci Ojca i Ducha Świętego, to dwa skrajne Anioły. Jeżeli pociągniemy linie wzdłuż ich wewnętrznych szat, począwszy od głowy, utworzymy kielich, wewnątrz którego znajduje się postać Chrystusa. Kielich - symbol przyjęcia ofiary. W duchu jedności Trójcy, Syn przyjmuje ofiarę. Święty Ireneusz nazwał Syna Bożego i Ducha Świętego dłońmi Ojca, rękoma, którymi działa Bóg Ojciec. Ikona potwierdza nam to podobieństwo. Ramiona najbardziej widoczne: to prawe purpurowe ramię Syna i lewe niebieskie ramię Ducha Świętego, podczas gdy ramiona Ojca są prawie niewidoczne. Rękawy Ojca są jednego koloru, natomiast Syn i Duch mają szaty dwukolorowe podwójność misji: niebieski ta sama misja udzielona tak Synowi jak i Duchowi jest wykonywana na dwa sposoby: czerwień Syn zanosi Miłość na ziemię, zieleń Duch Święty ją nawadnia i sprawia, aby zakwitła i na wzór zieleni pokryła całą ziemię. Widzimy, więc, że dłonie Syna i Ducha uzupełniają się i są do dyspozycji Ojca.

Wspólnotę Trójcy Świetlej jednoczy miłość, ale nie jest to miłość zamknięta. To trzecia charakterystyka. Dowodem Jej otwartości jest kielich na stole, miłość, która się daje. Bóg objawia nam tajemnicę Trójcy Świętej, dlatego, abyśmy zrozumieli, że życie jest dopiero prawdziwe wówczas, jeżeli dzielimy je z innymi. Trójca poprzez kielich ofiary dzieli tę miłość z nami. Radość dzielona jest podwójną radością, jest prawdziwą radością. Kielich ofiary a jest nią Eucharystia to dzieło całej Trójcy Świętej. Ojca, który posyła, Ducha Świętego, który pośredniczy i Syna, który przyjmuje ofiarę. Miłość, która się daje i uczy jedności. Byłoby czymś pięknym żyć…tym życiem trynitarnym, które Jezus swoim przybyciem nam przyniósł. bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej.

                                                                             * * *
Teraz Twoja kolej, napełniony nadzieją podróżuj w serce Wiecznej Miłości, weź udział w rozmowie Trzech w Ich miłości do ludzi. Patrz kolejno na Ojca, Syna i Ducha, którzy każdy na swój sposób zapraszają Cię do Swej Wspólnoty. Trójjedyny Bóg od początku również dla Ciebie przygotował miejsce pośród Siebie.



Opracował brat Mariusz Wójtowicz OCD
http://www.dom-modlitwy.karmel.pl/ikona.php




Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#176 2011-07-02 12:51:45

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

"Był raz sobie chłopiec, który okropnie bał się ciemności... nie chodziło tylko o ciemność, ale o pustkę, samotność i strachy, które mogły gdzieś wyjść za ściany... Bardzo chciał znaleźć światło, które mogłoby rozproszyć ciemności lęku...

Pewnego dnia na polanie zobaczył piękne, wielkie, sypiące iskrami ognisko, wokół którego gromadzili się ludzie. Postanowił podejść i ogrzać się przy ogniu. Cudownie było grzać ręce przy pięknym płomieniu, przyjemnie było słuchać opowiadań ludzi, którzy się przy nim gromadzili. Ważne przy ognisku było to, że wszyscy mogli podrzucać drwa, że trzeba było o nie wspólnie dbać. Noc mijała godzina za godziną, chłopiec zauważył, że czasami ognisko biło takim ogniem, że nie było widać ludzi z drugiej strony, że płomień był tak gorący, że trzeba było odejść kilka kroków by się nie poparzyć - a odsunięcie się od ognia oznaczało odejście w ciemność. Szybko robiło się zimno, jeśli było się daleko od ogniska, i ciemność zdawała się otulać wystraszone dziecko. Bycie przy ogniu oznaczało podchodzenie blisko, ale i konieczność cofania się do tyłu, jeśli zbyt wiele osób na raz dołożyło drwa. Nie można było siedzieć beztrosko w jednym miejscu, trzeba było być uważnym i aktywnym...

W pewnym momencie zawiał bardzo silny wiatr - dym od ogniska zaczął dusić dziecko przed nim stojące, boleśnie zaczął gryźć oczy, z których popłynęły łzy, przez chwilę nic nie można było widzieć, a na umorusanej popiołem twarzyczce pojawiły się ślady po spływających łzach. Ale to nie było ważne, ważne było ciepło i możliwość przebywania w świetle ogniska. Chłopiec zauważył, że z każdą godziną ubywało ludzi przy ogniu i że musi coraz częściej sam wstawać by dokładać do ognia - to nic, ważne było to, że nie było ciemno i nie było zimno. Dzielnie dokładał drwa do ognia, ważne było by dbać o ognisko, więc w ciągu dnia zbierał drewno by wieczorem, gdy zapadnie noc móc się ogrzać i rozjaśnić ciemności.

Nie było sensu by ognisko paliło się w ciągu dnia - dziecko każdego dnia wracało z pewnym niepokojem na polanę - czy ogień będzie się palił, czy nie zabraknie drewna, czy nie będzie padał deszcz...

Czasami zdarzały się noce pełne gwiazd tak jasnych, że praca nad podtrzymaniem ognia nie wymagała tak dużego wysiłku. Trudno było przewidzieć pogodę, trudno było przewidzieć co będzie z ogniskiem następnego dnia. Najtrudniejsze jednak były noce, w których wiał wiatr i padał deszcz... dym wciskał się w oczy i trudno było powstrzymywać łzy, żeby mieć drewno do podkładania do okna chłopiec musiał okrywać je kocem... wtedy było jej znowu zimno, mimo że ogień nie gasł, to jednak nie dawał ciepła - to jemu trzeba było dać swoje ciepło by mógł przetrwać. Kiedy deszcz był zbyt duży ognia nie dawało się rozpalić i znowu było ciemno i zimno...

Nie znał innego światła, więc wydawało mu się, że tak musi być - że trzeba ciągle dbać o ogień, że trzeba o niego drżeć, że gryzący w oczy dym jest ceną za światło i ciepło jakie daje ognisko...

Jednak któregoś dnia został zaproszony do miejsca, w którym nie było dużo światła - ogólnie panował półmrok, ale niesamowite było to, że całe to miejsce biło bezpieczeństwem. Właściwie paliła się tylko jedna czerwona lampka i nie dawała ciepła, i nie rozświetlała swoim blaskiem całego pomieszczenia. Jej zadaniem było oświetlenie czegoś ważnego, miejsca które wcale nie było centrum tego pomieszczenia. Chłopiec usiadł przed tym światłem. Ludzie wchodzili i wychodzili, a mimo panującego półmroku doskonale ich widział. Widział twarze pełne radości ale i takie na których malowało się cierpienie. Nikt nie musiał dbać o ogień - każdy mógł tu po prostu być... przyjść, pobyć przy świetle i odejść. Zaczął coraz częściej przychodzić do tego miejsca. Było w nim coś magicznego, było światło, które niczego nie wymagało od tych, którzy tu przychodzili, a jednak rozświetlało ciemność. Co ciekawe, światło świeciło zawsze tak samo, czy był dzień czy noc, nic się nie zmieniało, dawało poczucie stałości. Cudnie było patrzeć jak staje się ono częścią kolorowych światełek powstałych z przebijającego przez kolorowe witraże światła słonecznego, kiedy kolorowe światełka tańczyły, ono jakby przyglądało się temu z boku, zdawało się być częścią kolorowego korowodu, a jednak wyraźnie się w nim wyróżniało. Światło było małe i nie otulało ciepłem, a jednak w pomieszczeniu było ciepło - bo ciągle byli w nim ludzie, którzy tu przychodzili ze swoimi troskami i radościami, którzy czuli się tu bezpiecznie. Można było podejść tak blisko, jak się chciało, bez obawy przed poparzeniem. Ważne było trwanie - możliwość zatrzymania się i wsłuchania w siebie.

Celem jego blasku nie było błyszczenie, czy rozświetlanie ciemności, jego celem było oświetlanie czegoś ważniejszego, odkrywanie pewnej Tajemnicy. Światło poprzez swój blask nic nie zakrywało, ale też nie było nachalne, pozwalało przychodzącym doświadczać tajemnicy, mimo wieczornego mroku pozwalało czuć się bezpiecznie, mimo blasku dnia zawsze było w tym samym miejscu. Dziecko odkryło, coś, czego do tej pory nie znało - to była pewność, że coś jest stałe, że zawsze tam jest.

Nieważne było, czy pomieszczenie było pełne słonecznego światła wdzierającego się przez okna, czy na zewnątrz panowała czarna noc, światło zawsze tam było i zawsze, niezmiennie było takie samo. Możliwość pokonania lęku płynie z pewności, że ktoś jest, zawsze i niezmiennie, po prostu jest...


(…) nikt nie da ci poczucia bezpieczeństwa z zewnątrz, musisz je znaleźć w sobie i w sobie zbudować. (…) Bóg i Jego Łaska, Jego Miłość, Wierność są tym, co daje prawdziwe spełnienie. To zaproszenie, które ciągle jest do nas kierowane, tylko  czy my chcemy  na nie odpowiedzieć? Szukamy w ludziach  tego, co zapełni nasze braki, wtedy ciągle musimy się starać, by byli, by dawali tę namiastkę poczucia bezpieczeństwa, zabezpieczenia naszych lęków. Tylko Bóg daje pełnię Miłości, tylko w Nim ,można poczuć, ze jest się kochanym z samego faktu bycia, bo to On chciał i chce nas takimi, jakimi jesteśmy…"

                                                                                                                         (autor: Agnieszka Kozak)


*


Iz 61,9-11 _ Ps: 1Sm 2,1.4-8 _ Łk 2,41-51


http://img14.imageshack.us/img14/3128/domchleba.jpg


Szukać
wracać
i odnajdywać

jak Ty Maryjo

kochać i ufać

zachowując
wszystkie te wspomnienia
w swym sercu



http://www.youtube.com/watch?v=lKBaFbOv0bs

Ostatnio edytowany przez Calineczka (2011-07-02 18:26:19)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#177 2011-07-10 19:18:47

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Iz 55,10-11_Ps 65,10-14_Rz 8,18-23_Mt 13,1-23


„Słowo, które wychodzi z ust moich,
nie wraca do mnie bezowocnie,
zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem,
i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.”



W Moskiewskim Teatrze Narodowym odbywała się premiera do dawna przygotowywanej sztuki "Chrystus we fraku". Dzieci i młodzież szkolna miały obowiązek wziąć udział w spektaklu i potem przeprowadzić dyskusję.

     Główną rolę grał znany artysta moskiewski Aleksander Rostowcew. Nic dziwnego, że teatr był wypełniony po brzegi. Na scenie ustawiono swego rodzaju ołtarz, a na nim butelki z piwem i wódką. Wokół niego poruszali się zapici popi, mnisi i mniszki prawosławne.

     Na początku drugiego aktu wszedł na scenę Rostowcew. W ręku trzymał księgę Pisma Świętego. Miał przeczytać dwa pierwsze wiersze z "Kazania na górze". Zgodnie z reżyserią powinien równocześnie pobudzić widownię do śmiechu różnego rodzaju wygłupami, jak robią to w cyrku klauni. Wszystko, co miało związek z Chrystusem, było przecież śmiesznym zabobonem. Po przeczytaniu dwóch pierwszych błogosławieństw powinien krzyknąć: "A mnie wystarcza frak i cylinder!" Rostowcew zaczął czytać słowa Ewangelii św. Mateusza (5,3): "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie... Błogosławieni cisi, albowiem ono na własność posiądą ziemię..." Reżyser za kulisami uśmiechając się szelmowsko czekał na salwy śmiechu. Artysta powinien teraz zrzucić z siebie strój, cisnąć na ziemię świętą księgę i poprosić o frak i cylinder. Ale nic z tych rzeczy się nie stało. Rostowcew czytał dalej: "Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni..." Wzruszony zamilkł. Publiczność zamarła w ciszy oczekiwania. Zdano sobie sprawę, że Rostowcew coś przeżywa, coś się z nim dzieje. Wstrzymano oddech. Po krótkiej przerwie zaczął czytać ponownie zmienionym głosem. Porwało go moc Bożego Słowa i przemieniła wewnętrznie. Na widowni panowała śmiertelna cisza. Artysta w jakimś duchowym uniesieniu czytał... Czytał wszystkie 48 wierszy 5 Rozdziału Ewangelii św. Mateusza. Nikt nie przerywał. Wszyscy w napięciu słuchali jakby sam Jezus do nich przemawiał.... "Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" - przeczytał półgłosem Rostowcew. Schylił głowę, zamknął książkę. Wszyscy zrozumieli, że stało się coś decydującego w jego życiu. Przeżegnał się w wyszeptał słowa dobrego łotra "Jezu wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa!" (Łk 23,42).

     To co miało służyć za wyśmianie i sponiewieranie Chrystusa, stało się kazaniem i wyznaniem wiary człowieka, który u szczytu sławy nie zawahał się przed męczeństwem. Nikt nie krzyczał, nikt ie protestował. W ciszy wszyscy opuścili teatr. Byli wzruszeni.

    Sztuki już więcej nie próbowano wystawiać. Sam Rostowcew zniknął. Nie pozostało po nim śladu. Niech Bóg okaże mu się miłosierny!

    Aleksander Sołżenicyn powiedział kiedyś: "Naród nie jest sumą ludzi, który posługują się tym samym językiem. Ludzi łączy nie urodzenie, nie praca ich rąk, nawet ni wykształcenie. Tym co ludzi wiąże razem jest dusza". Bóg sam tego wieczoru w teatrze dotknął tej duszy.


Zdarzenie to
opisał naoczny świadek tych wydarzeń
w amerykańskim czasopiśmie
"Arizone News" w marcu 1972 r.



*
„Oto siewca wyszedł siać”.

Skąd wyszedłeś lub jak wyszedłeś, Panie,
Ty, który jesteś obecny wszędzie i wszystko napełniasz?
Kiedy zbliżyłeś się do nas, wcielając się,
niewątpliwie nie uczyniłeś tego przenosząc się z jednego miejsca na drugie,
lecz przyjmując naturę ludzką i nawiązując – łączność i nową styczność z nami.
Ponieważ my nie mogliśmy wejść tam, gdzie Bóg mieszka,
bo grzechy nasze stanowiły jakby mur zagradzający nam drogę,
Ty sam przyszedłeś, by uprawiać i pielęgnować tę ziemię
i zasiać w niej słowo cnoty i miłości...

O Jezu,
Ty ofiarujesz wszystkim wspaniałomyślnie swoje słowo i swoją naukę.
Jak siewca nie robi różnicy wobec ziemi, na której pracuje,
lecz rzuca po prostu wszędzie, tak i Ty, głosząc słowo,
nie czynisz różnicy między bogatym i biednym,
mądrym, nieuczonym, człowiekiem gorliwym a leniwym,
odważnym a małodusznym,
lecz mówisz do wszystkich bez różnicy.

Spraw, o Panie, abym słuchał z uwagą i przypominał sobie wytrwale Twoją naukę
i wykonywał ją mężnie i pilnie, gardząc bogactwami
i oddalając się od wszystkich niepokojów życia światowego...
Spraw, abym umocnił się pod każdym względem i rozważał Twoje słowa,
zapuszczając głęboko korzenie i oczyszczając się ze wszystkich przywiązań światowych.


(św. Jan Chryzostom)

Amen

Ostatnio edytowany przez Calineczka (2011-07-10 19:41:40)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#178 2011-07-17 14:50:10

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Mdr 12,13.16-19_Ps 86,5-6.9-10.15-16a_Rz 8,26-27_Mt 13,24-43

WIESZ MAŁY...

Każdy pisze po cichu swoją bajkę o przyjacielu. Nosi w sobie tę bajkę o kimś cudownym, mądrym, wiernym jak cień itd., a potem spotyka kogoś, szczęśliwy, że znalazł przyjaciela jak marzenie. Jednak któregoś dnia okazuje się, że ten ktoś jest z całkiem innej bajki; bajki o kimś fałszywym, zdradliwym, niemądrym, itd. I wtedy ten ktoś, któremu zdawało się, że znalazł przyjaciela - marzenie, gniewa się na niego, że przestał być i marzeniem i przyjacielem jednocześnie. A tamten nie może zrozumieć, co się stało... Przecież on cały czas był taki, jaki był.

Widzisz, Mały, przyjaciela można sobie namalować marzeniami, jak farbkami. Ale jest to tylko malowidło - dziwadło, a nie przyjaciel - żywy i prawdziwy. Prawdziwego trzeba polubić takim, jakim on jest naprawdę, a może właśnie wtedy zakwitnie w nim to, co zdawało się przedtem być u niego, jak kolce u róży?

Jeżeli wspomniałam już o róży, to posłuchaj. Był sobie mały ogrodnik, który nie znał się jeszcze na nasionach. Poprosił kiedyś kogoś o nasionka róży, lecz ten ktoś dał mu nasiona ostu. Mały ogrodnik zasiał je, podlewał, aż którego dnia z ziemi wyjrzało coś, co miało w sobie coś z róży, ale po kilku dniach można było już poznać, że to zwykły oset... I tak bardzo żal się zrobiło małemu ogrodnikowi marzeń o róży. Już chciał wyrwać ten oset, spalić go, zniszczyć, ale pewien stary ogrodnik doradził mu, żeby zostawił te osty, bo one mają w sobie, prócz złych kolców, jedną dobrą tajemnicę. Ale pokażą je tylko temu, kto potrafi je pokochać. Mały ogrodnik zaczął je więc podlewać i pielęgnować tak, jakby to robił z różami - przecież róże też kłują kolcami. Któregoś rana odkrył, że osty zakwitły tak pięknymi i niespotykanymi dmuchawcami, że ze wszystkich stron zjeżdżali się ogrodnicy, by podziwiać tak cudowną odmianę kwiatów ostu.- To nie odmiana - mówił mały ogrodnik - to ja odmieniłem swoje serce dla ostów, a one - czując, że są kochane tak jak róże - zakwitły równie pięknie, a może i piękniej. Skoro nauczyłem się kochać osty, to wierzę, że gdybym pokochał kamienie, to one by ożyły".

Wiesz, Mały, za co Cię lubię? - Za to, że polubiłeś mnie mimo moich wad, które bardziej czasem kłują niż kolce, a one coraz bardziej chcą zakwitnąć dla Ciebie, choćby stokrotkami. Jedna już dziś zakwitła rano...

                                                                                               Mrugam więc do Ciebie jej złotym oczkiem!

                                                                                                                            Twój bratek



(Autor nieznany)

*
Słowo Życia
Złote Ziarno Pszenicy
Zaczynie Święty

przenikaj mnie, uzdrawiaj, uświęcaj
i przemieniaj moje życie
tą nadzieją

która złożona w Tobie
>>przez wiarę, cierpliwość i wierność<<
wydaje słodki owoc miłości.
Amen.





Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#179 2011-07-24 19:38:53

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

1 Krl 3,5.7-12_Ps 119,57.72.76-77.127-130_Rz 8,28-30_Mt 13,44-52

"Gdziekolwiek pojawia się prawdziwie szczęśliwy człowiek prawie natychmiast obok niego zjawia się ktoś, kto zazdrości mu tego szczęścia. Zazdrość to straszna wada, bo zmierza do zniszczenia szczęścia, do zamienienia człowieka szczęśliwego w nieszczęśliwego. Celem zazdrości jest zawsze okradzenie drugiego ze szczęścia.

Jezus wiedząc o tym, bo sam był otoczony zazdrosną gwardią faryzeuszy i uczonych w Piśmie, wzywa nie tylko do szukania skarbu, nie tylko do jego nabycia, ale i do jego ukrycia. Niewielu czytelników Ewangelii dostrzega to mądre wskazanie Jezusa. „Podobne jest Królewstwo niebieskie do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę rolę”. Otoczenie zna jedynie transakcję dotyczącą roli, nic nie wie, i nie może wiedzieć, o ukrytym w niej skarbie. Tymczasem źródłem szczęścia człowieka jest nie rola, lecz skarb. (...)

Lekarz chwali się wśród kolegów, co w spadku po zmarłej w Kanadzie matce otrzymała jego żona. Szczęśliwy ujawnia skarby zamknięte w szafie jego mieszkania. Nie upłynęły dwa tygodnie skarb ten staje się łupem złodziei. Nie umiał ukryć skarbu.

Młodemu pracownikowi naukowemu w tajemnicy zostaje przyznane stypendium za granicą. Szczęście jego jest tak wielkie, że w sposobie załatwiania wyjazdu zdradza tajemnicę. Ubiegają go inni, on zostaje w kraju. Nie umiał ukryć skarbu.

Zakochana Maria tak promieniuje swoim szczęściem, tak tańczy za każdym razem, gdy otrzymuje list od swego umiłowanego, że jej starsza koleżanka kipi z zazdrości. Po dwunastu latach usilnych starań udało się jej przez oszczerstwo zniszczyć tę piękną miłość i zamienić szczęście w nieszczęście. Maria nie umiała ukryć skarbu.

Podobnie jest i z głębszym życiem religijnym. Ono zawsze stanowi skarb uszczęśliwiający człowieka, lecz jego tajemnica musi być ukryta. (...)

Nie wystarczy szukać tego, co człowieka uszczęśliwia, nie wystarczy znaleźć skarb. Tu na ziemi skarb jest ciągle zagrożony. Trzeba umieć go ukryć.

Chrześcijanin nie musi się obawiać złodziei tego świata, bo w imię Ewangelii nie powinien gromadzić zbyt wielkich skarbów doczesnych, które stają się łupem złodziei. Musi jednak ciągle mieć na uwadze znacznie niebezpieczniejszych złodziei duchowych, którym przewodzi książę tego świata, od początku zazdrosny o szczęście człowieka. To przed tymi złodziejami trzeba się mieć na baczności. Jest ich wielu i żaden z nich za kradzież skarbów duchowych nie trafia do więzienia. Działają bezkarnie. Jedynie mądrość Ewangelii i wierne stosowanie się do instrukcji, jaką podaje Jezus, może uchronić przed ich zgubnym działaniem. Umiejętność ukrywania skarbu i odpowiedzialność za tajemnicę stanowi jeden z ważniejszych wykładników mądrości człowieka."


(Ks. Edward Staniek)



źródło: http://mateusz.pl/czytania/2011/20110724.htm




http://www.youtube.com/watch?v=GaJ08sJd8-Y


Ostatnio edytowany przez Calineczka (2011-07-24 19:44:34)


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#180 2011-07-31 10:05:57

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Na każdy dzień ... dobry dzień! :)

Iz 55,1-3a _ Ps 145,8-9.15-18 _ Rz 8,35.37-39 _ Mt 14, 13-21



"Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował."

(z Listu do Rzymian)

*

"Zwyciestwem jest wiara w ZWYCIĘSTWO CHRYSTUSA, bez względu na przeciwności…
Zwycięstwem jest pozbycie się pragnienia zwyciężania, ale walczenie dalej."

(zapamiętane, autor nieznany)





Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 
spotkanie Taize

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.inib2009.pun.pl www.1alo.pun.pl www.falenearth.pun.pl www.emixandkaroandasia.pun.pl www.moonots.pun.pl